Rzadko kiedy sięgam po filmy dokumentalne, a to z prostej przyczyny: rzadko powstają produkcje, które mówiłyby o tematach, które mnie interesują. Ze „Stories We Tell” było podobnie, fabularna historia o rodzinnej tajemnicy sprzed lat malowała mi się w niebezpieczny sposób widmem oper mydlanych. Jednak bardzo dobre opinie moich znajomych zdecydowały w końcu za mnie.
Każdy z nas żyje w podstawowej jednostce społecznej, czyli prościej mówiąc: każdy ma jakąś rodzinę, no prawie każdy, ale w tym filmie skupiono się akurat nad dość licznej rodzinie. Sarah Polley postanawia zgłębić tajemnice, które tkwią głęboko w jej rodzinie, a których nikt nigdy nie odważył się ułożyć w jedną całość. Głównym narratorem tej podróży w głąb własnej rodziny staje się ojciec Sarah. Przedstawia zarówno widzom, jak i córce, obraz kobiety, która żyła pełnią życia i kochała to, co robi. Jednak za osobą jego żony, a matki Sarah, kryje się mroczna tajemnica, o której nikt nie mówił otwarcie. Nie napiszę więcej bo zepsułbym Wam przyjemność odkrywania tej tajemnicy, która jest bardzo przystępnie dla widza stopniowana.
Sposób w jaki „Historie rodzinne” zostały nakręcone, jest największym atutem tej produkcji. Mnogość postaci, z którymi krok po kroku zostajemy zaznajomieni, wzbudza w nas odczucie silnej więzi, która łączy każdego człowieka ze swoją rodziną. Każdy z bohaterów wydaje się być inny, jednak najbardziej charakterystyczny wydaje się być ojciec Sarah, autorki dokumentu, jak i ona sama. Sposób w jaki ojciec opowiada córce o jej zmarłej matce jest tak bezpośredni, że widz może się nawet przez moment zastanowić czy nie padł ofiara oszustwa i nie ma do czynienia z profesjonalnym aktorem. Tutaj pies jest pogrzebany, bowiem ojciec Sarah jest profesjonalnym aktorem, tyle ze na emeryturze. Powoduje to u odbiorcy poczucie dyskomfortu, podważenia szczerości jaką operuje ojciec. Sama Sarah Polley zdaje się zrealizować film za wszelką cenę, nawet kosztem swojej rodziny- nie zaufałem jej zapewnieniom o dobrych chęciach ani przez chwile. Udało jej się film nakręcić, i to całkiem dobrze. Wizualnie oczarowało mnie wplatanie do całej historii scen kręconych stara kamerą , których narracji podjął się ojciec Sarah.
Po zakończonym seansie miałem dwojakie wrażenia. Z jednej strony nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że reżyserka postanowiła poddać się psychoterapii, posługując się do tego kamerą i własną rodziną- co jest teraz bardzo popularne na zachodzie. Z drugiej jednak strony historia jej rodziny poruszyła we mnie elementarną cząstkę odpowiedzialną za empatię i miłość do bliskich. Historie takie jak ta przedstawiona w „Historiach rodzinnych” mogą dziać się tuż obok nas, może nawet w naszych własnych rodzinach- i to jest myśl, z którą pozostaniemy po końcowych napisach.