„Vanilla Sky” to jeden z filmów, których po obejrzeniu już nigdy się nie zapomina. Zaryzykuję nawet tezę, że wykracza poza ramy zwykłej rozrywki i wkracza w obszar sztuki. Trochę thriller psychologiczny, trochę dramat, trochę love story…
Opowieść o nieszczęśliwej miłości, niespełnieniu, poczuciu braku sensu w życiu. O pustce wynikającej z egoizmu. O trudnych wyborach. Opowiedziana bez kiczu, bez taniego sentymentalizmu. Narracja przeprowadzona w formie przypominającej gorączkowe majaczenia. Wszystko zaczyna się bowiem od dręczącego bohatera koszmarnego snu… a potem jest już ostra jazda bez trzymanki. Pełna zakrętów i pułapek. Wiem, że filmów w których rzeczywistość okazuje się zupełnie inna niż sądzimy, gdzie jawa miesza się ze snem a wyobrażenia bohaterów z faktami było już multum. Ale w moim osobistym rankingu produkcji tego typu „Vanilla Sky” znajduje się w czołówce- i założę się, że was zaskoczy. Do tego zadziwi, wciągnie i wzruszy.
Główną rolę gra Tom Cruise- moim zdaniem to jedna z najlepszych kreacji aktorskich w jego karierze. Wreszcie pokazał coś więcej niż tylko ładną buzię- odmalował naprawdę dobrze złożone emocje postaci, w którą się wcielił. Aktorki również pokazały na co je stać: Penelope Cruz jest jak zwykle zjawiskowa: intryguje i zachwyca. Jak ona to robi, że jest jednocześnie diabelnie zmysłowa i anielsko subtelna? Zaś Cameron Diaz udowodniła, że ma talent nie tylko komediowy.
„Vanilla Sky” to film, który zmusza do myślenia. Przy tym wcale nie jest „ciężki” w odbiorze, ogląda się go świetnie. Nasuwa widzowi wiele pytań: czym właściwie jest szczęście?, ile można poświęcić żeby je zdobyć?, czy jest ważniejsze niż prawda? Główny bohater znajduje własną odpowiedź na te pytania, ale wcale nie jest powiedziane, że jego rozwiązanie jest najlepsze i uniwersalne. Nie sposób nie zastanawiać się jak my sami postąpilibyśmy na jego miejscu.
To film dla tych, którzy lubią obrazy z podtekstem i których kręcą dziwaczne, oryginalne klimaty. Trochę artystyczny, ale także trochę „hollywoodzki”- akcja toczy się wartko, znajdzie się parę patetycznych scen. Jest w nim jednak coś więcej, jakaś głębia. Bardzo gorąco polecam!