Szał ekranizacji książek dla młodzieży trwa w najlepsze, a kinowe repertuary już od paru lat systematycznie zapełniają się pozycjami naszpikowanymi wampirami, nefilimami czy przybyszami z kosmosu. Po finansowym sukcesie m.in. sagi „Zmierzch” czy trylogii „Igrzysk śmierci”, wytwórnie prześcigają się, wypuszczając na rynek mniej lub bardziej udane ekranizacje. Niestety szybkość wydawania kolejnych obrazów oraz dziurawe, w porównaniu do książek, scenariusze owocują w filmowe zakalce. „Piąta fala” w reżyserii J Blakesona również nie unika tych błędów, stając się widowiskiem dobrym na jeden wieczorny seans. Nazbyt nie zanudza, jednak fanfar też niestety niema co się spodziewać.
Cassie Sullivan (Chloë Grace Moretz) to zwyczajna beztrosko żyjąca nastolatka z Ohio, której codzienność przeplata się pomiędzy szkołą, imprezami, a pierwszymi miłościami. Dotychczasowe życie dziewczyny diametralnie zmienia niespodziewana inwazja przybyszów z kosmosu. Nieznane istoty zamierzają przejąć Ziemię, wdrażając w życie cztery fale mające na celu destrukcję ludzkości. Po odłączeniu od energii elektrycznej, tsunami, trzęsieniu ziemi, zarazie oraz innych klęskach żywiołowych nadchodzi czas na piątą falę. Ocalała garstka ziemian będzie musiała odkryć sekret przybyszów z kosmosu, zanim wdrożą oni w życie ostateczną fazę zniszczenia ludzkiego gatunku. Jednak dla Cassie priorytetowym zadaniem stanie się odnalezienie brata – Sama (Zackary Arthur), z którym została rozdzielona. W poszukiwaniach chłopca pomoże jej tajemniczy mężczyzna, Evan (Alex Roe), który może również okazać się ważnym sprzymierzeńcem w walce ocalałych ziemian z intruzami.
Książki dla młodzieży z gatunku fantasy, postapokalipsy czy Science Fiction w ostatnich latach przechodzą widoczny boom popularności w kinie. Nie oznacza to jednak, że filmowe ekranizacje są zawsze dobrymi produkcjami. Niestety „Piąta fala” plasuje się gdzieś pośrodku tych złych i dobrych obrazów. Podobnie jak poprzednikom filmowi J Blakesona brak porządnego zabrania się za realizację produkcji. Wprawdzie podłożem pod scenariusz była historia znana z bestsellerowej książki Ricka Yanceya, jednak podczas realizacji filmu, twórcy znów trochę przekombinowali. Pomimo tego, że reżyser miał do dyspozycji ciekawą historię oraz przyzwoitych aktorów, stworzył kolejny film dla nastolatków niewyróżniający się pośród innych i który prawdopodobnie nie doczeka się kontynuacji. W obrazie Blakesona widać brak pomysłu na wykorzystanie potencjału historii oraz utrzymanie uwagi widzów. Wprawdzie pierwsze 30 minut filmu zapowiada się bardzo obiecująco, jednak z kolejnymi minutami entuzjazm gaśnie zalany ciągnącymi się scenami leśnych podróży Cassie oraz pozbawionej jakiejkolwiek chemii relacji bohaterki z Evanem. Niewykorzystane pozostają niestety momenty, które napędzają fabułę i dla mnie, jako widza, byłyby dużo ciekawsze niż leśne wycieczki. Są to m.in. sceny wojskowego szkolenia dzieci i nastolatków na żołnierzy oraz większość scen z udziałem Ringer (Maika Monroe) oraz Bena „Zombiego” (Nick Robinson), które były bardziej oryginalne oraz dużo ciekawsze niż nużące losy Cassie i Evana.
Dużym plusem „Piątej fali” są realistyczne i nieprzekombinowane efekty specjalne, które pozwalają wczuć się w klimat produkcji oraz choć na chwilę przeniknąć tą nieprawdopodobną historią z kosmiczną inwazją w tle. Pojawiają się również momenty, w których może przejść nas dreszczyk, jak choćby te z nadciągającymi na świat falami tsunami.
Oprócz samych efektów specjalnych dzieło Blakesona ratuje również dobra obsada. Szczególnie wyróżniająca jest gra młodej Chloë Grace Moretz („Carrie”, „Zostań, jeśli kochasz”), która wcieliła się w postać Cassie. Moretz jest właściwie kluczowym elementem podtrzymującym cały film od jego początku aż po ostatnie sceny. To z nią utożsamia się widz i towarzyszy jej podczas przemiany z niewinnej nastolatki w zdeterminowaną, skłonną nawet do zabójstwa osobę. Kolejną wartą zapamiętania i uwagi postacią jest mało znana odtwórczyni roli Ringer aktorka Maika Manroe („Bling Ring”, „Gość”). Manroe mimo że występuje w niewielu scenach to we wszystkich skupia na sobie uwagę dodając średniemu widowisku pazura. Jedynym większym mankamentem obsady jest wcielający się w Evana Walkera Alex Roe, który całkowicie położył na łopatki zarówno swoją postać, jak i uczucie Evana i Cassie, choć Moretz ewidentnie walczyła o urzeczywistnienie chemii między postaciami.
Film pomimo niedociągnięć nie jest najgorszą produkcją, wyprzedzając takie niewypały jak „Akademia Wampirów” czy „Dawca Pamięci”. Zapewnia przystępną dwugodzinną odskocznię od rzeczywistości, która raczej nie powali na kolana, jednak może skłonić do przeczytania książkowego pierwowzoru.