Uzależnienie to silny stan, któremu człowiek podporządkuje całe swoje życie. Bardzo trudno rzucić nałóg, jeszcze trudniej przyznać się do tego, że jest się od czegoś uzależnionym. A w obecnych czasach można nie być w stanie obejść się bez wielu rzeczy: istnieje tyle wygód, że trudno wyobrazić sobie istnienie bez którejś z nich. Narkotyki, alkohol, komputer, telewizja czy… filmy pornograficzne. O sile uzależnienia od tej ostatniej rzeczy opowiada debiutancki film Josepha Gordona-Levitta pod tytułem „Don Jon”.
Jon uwielbia swoich kumpli, swoje auto, swoją rodzinę, dziewczyny oraz (najbardziej ze wszystkich i wszystkiego) filmy pornograficzne. Twierdzi, że przeżywanie tego, co dzieje się na ekranie komputera podczas oglądania takiej produkcji jest o niebo lepsze niż stosunek z żywą i prawdziwą kobietą. Oczywiście nie widzi w tym nic złego. Pewnego razu w klubie poznaje Barbarę, dziewczynę, przynajmniej w jego mniemaniu, idealną. Postanawia stworzyć z nią prawdziwy związek. Czy bohaterowi uda się zbudować realną relację?
„Don Jon” nie jest lekką komedią z elementami romantycznymi. To komedio-drama opowiadająca o sile uzależnienia oraz o tym, że człowiek, który wpadł w szpony nałogu, nie potrafi odróżnić rzeczywistości od fikcji. Protagonista idealizuje łóżkowe relacje męsko-damskie, twierdzi, że takie silne i prawdziwe istnieją tylko w filmach pornograficznych. Zapewne dlatego tak często zmienia partnerki. Kiedy w końcu trafia na tę idealną, nadal nie potrafi dla niej zrezygnować z wieczorów przed komputerem.
Nie tylko Jon ma spaczone mniemanie o otaczającej go rzeczywistości. Również Barbara patrzy na świat przez różowe okulary. Uważa, że życie powinno być podobne do filmów romantycznych – wielka, nieskończona miłość, mnóstwo gestów pełnych miłości i podróż w kierunku zachodzącego słońca. Rzeczywistość okazuje się jednak zupełnie inna.
Aktorstwu nie mam nic do zarzucenia. Zarówno Scarlett, Gordon jak i Julianne pokazali, że są prawdziwymi aktorami z krwi i kości. Świetnie wczuli się w odgrywane przez siebie role i pokazali siłę ludzkich słabostek i oczekiwań względem życia.
Film jednak nie zachwyca. Problem uzależnienia został przedstawiony z za dużym przymrużeniem oka, a cała historia (zwłaszcza od momentu kiedy bohater zapisuje się do szkoły wieczorowej) nie była spójna. Niektóre rozwiązania okazały się za bardzo abstrakcyjne. Nawet końcowy morał płynący z produkcji nie jest w stanie podwyższyć jej walorów. A szkoda, bo pomysł był naprawdę ciekawy. Po prostu w połowie zabrakło koncepcji na zakończenie historii.
„Don Jon” to średni film, który warto obejrzeć dla dobrej obsady. Polecam go szczególnie miłośnikom Gordona, fani powinni zobaczyć, jak aktor sprawdza się w roli reżysera i scenarzysty. Jeżeli ktoś szuka mocnego filmu z przesłaniem, ta produkcja nie jest dla niego. Ciekawe są za to wszelkie elementy humorystyczne pojawiające się w filmie. Oglądając zapowiedź, myślałam, że wybieram się do kina na komedię z elementami dramatu. Prawda, tak jak w produkcji, okazała się jednak zupełnie inna.