Twórcy filmu biorą się za bardzo aktualny temat – terroryzm we współczesnym świecie. Za miejsce najlepsze do ukazania tego problemu uznali Paryż, co ma uzasadnienie, gdyż Francja boryka się z tym problemem bardziej, niż inne europejskie kraje.
Akcja filmu rozpoczyna się na paryskim Montrmartre, gdzie jeden z bohaterów – Michael Mason, wykorzystuje fakt odwrócenia uwagi przechodniów przez pewną szokującą piękność, by ich okraść. Ten młody Amerykanin zarabia na życie jako kieszonkowiec. Kolejnym jego łupem jest torba roztargnionej dziewczyny. Jako że jej zawartość jest dla niego nieciekawa, porzuca ją w przypadkowym miejscu. Wybucha bomba, ginie kilka osób, a Michael staje się podejrzanym numer 1. Agent Sean Briar z lokalnej komórki CIA ma za zadanie znaleźć chłopaka. Udaje mu się go złapać po wyczerpującej gonitwie po dachach Paryża. Briar przeczuwa, że za zamachem stoi ktoś inny, dużo silniejszy i bardziej niebezpieczny. Agent rozpoczyna ryzykowną grę i decyduje się na współpracę z kieszonkowcem. Kluczowy będzie tytułowy Dzień Bastylii, w którym ma się odbyć manifestacja pod Bankiem Centralnym. Briar będzie tam interweniował niczym cyborg.
Akcja filmu jest bardzo dynamiczna, dzięki czemu nie sposób się nudzić podczas seansu. Dominują ciekawe sceny pościgów o zawrotnym tempie. Szczególnie udała się sekwencja scen pogoni agenta za kieszonkowcem po paryskich dachach, którą zrealizowano bez efektów specjalnych. Kamera jest praktycznie cały czas blisko bohaterów. Krótkie ujęcia i kamera prowadzona z ręki pokazują dobrze ich emocje. Duet Briar – Mason nadaje na tych samych falach (obaj są przecież Amerykanami) i bywa czasami zabawny. Ich dialogi potrafią rozśmieszyć, a szczególna w tym zasługa Briara i jego sarkastycznego języka. Richard Madden jest jako kieszonkowiec przekonujący. Aktor przeszedł specjalistyczne szkolenie i na ekranie prezentuje ciekawe złodziejskie sztuczki. W interesujący, niestandardowy sposób pokazany został Paryż.
Intryga, będąca osią całej fabuły, jest łatwa do odkrycia i mało prawdopodobna w warunkach europejskich, można powiedzieć, że nawet za bardzo antyfrancuska. Jest to najsłabszy element filmu. Powielone są w „Dniu Bastylii” schematy z wielu innych filmów akcji, przede wszystkim tych hollywoodzkich. W efekcie powstała trochę naiwna historia gloryfikująca potęgę amerykańską oraz jej idealnych i profesjonalnych stróżów prawa walczących z terroryzmem. A przecież właśnie ona pośrednio przyczyniła się do rozwoju terroryzmu w ogóle i w realiach współczesnych w walce z tym zjawiskiem nie odnotowuje spektakularnych sukcesów.
Film porusza bardzo aktualny problem współczesnego świata, ale nie pokazuje jego autentycznego kontekstu. Fabuła jest raczej stworzona jako sensacyjne, typowe, proste kino akcji, służące rozrywce, a nie jako materiał do przemyśleń, czy dyskusji.
„Dzień Bastylii” okazał się być blisko niebezpiecznych zjawisk, które nękają współczesny świat. Wizja zamachów w wielkie francuskie święto okazała się wręcz prorocza, kiedy doszło do ataku terrorystycznego (co prawda nie bombowego) w Nicei, właśnie w Dzień Bastylii w 2016 roku.