Kino skierowane do młodego widza, jest kinem wymagającym. Rzeczy oczywiste dla osoby dorosłej, świadomej otaczającego nas świata , nie są już takie proste dla dzieci. Pokazanie w sposób przystępny czym różni się dobro od zła, zawsze musi cechować się odrobiną naiwności, dzięki czemu dzieci pojmą podstawy kierujące naszym codziennym życiem. Zadanie jest o tyle trudne, że nie można tego pokazać w sposób dosłowny, ale bajkowy. Przez lata twórcy animacji chociażby takich jak „Shrek” radzili sobie z tym problemem wyjątkowo umiejętnie. Ostatnimi laty obserwuję jednak tendencję, która w mojej ocenie nie jest dobrym kierunkiem. „Rodzinka nie z tej Ziemi” nie wyzbyła się niestety tego faux pas, wręcz brnie w nie jak nóż w masło.
Scortch i jego brat Gary pracują w czymś w rodzaju agencji kosmicznej, wyspecjalizowanej w misjach ratunkowych. Mają za sobą wiele udanych misji i tworzą zgrany, chociaż czasem kłótliwy, zespół. Nie ma się czemu dziwić, że dochodzi pomiędzy nimi do spięć, jeśli przyjrzymy się charakterom obu braci. Scortch jest silny, odważny i nie zawaha się przed najbardziej, zdawało by się trudnym zadaniem. Natomiast Gary, który czuwa nad bratem i przebiegiem całej misji w bezpiecznym Centrum Operacyjnym siłą rzeczy jest nad wyraz zapobiegawczy i jakiekolwiek ryzyko stara się minimalizować do granic możliwości. Widziałem już zestawienie takich charakterów w niejednej produkcji animowanej i jest ono dla mnie bardzo irytujące, przewidywalne i nudne. Zbyt głęboko w konwencję dwóch biegunów charakteru dotarło kino animowane ostatnich lat. Każdy film staje się zestawieniem słabego i bojaźliwego bohatera, z tym silnym i odważnym. Każda ich silna cecha i ta słaba, uzupełnia drugą postać. Miałem nadzieję, że w pewnym momencie ta tendencja się zatrzymała, jednak potem, obejrzałem „Rodzinkę nie z tej Ziemi”, która poszła jeszcze dalej. Postać Scortcha jest tak irytująca w swojej ignorancji, że zupełnie przekreśla jego dokonania w filmie. Natomiast Gary swoją przesadną przezornością skłania wręcz do nie wychodzenia z domu, aby nic nam się nie stało.
„Rodzinka nie z tej Ziemi” przedstawia nam nieco inne spojrzenie na eksplorację wszechświata, która tak bardzo rozgrzewa serca i umysły młodych widzów. Producenci postanowili nam pokazać w jaki sposób obca cywilizacja może spojrzeć na naszą własną. Oczywiście przyjmując, że jest to film dla dzieci, trzeba wziąć pod uwagę, że te spojrzenie jest groteskowe dla starszego widza. Jest jednak pewna nieprzekraczalna granica, którą ten film ośmielił się przekroczyć i w moich oczach poniósł klęskę. Nie chciałbym użyć stwierdzenia, że film ten jest kiepski, bo nie jestem dzieckiem, dla którego produkcja ta jest skierowana, jednakże widziałem wiele animacji i „Rodzinka nie z tej Ziemi” jest jedną z najgorszych. Dodając do tego kiepską ścieżkę dźwiękową, otrzymujemy film, który będzie dla każdego rodzica męką.
A dzieci? Dzieci bawiły się przednio widząc wygłupy Scortcha i irytacje jego brata kiedy mu nie wychodziło. Przecież każde dziecko chciałoby zostać nieustraszonym podróżnikiem kosmicznym i pokazano to w sposób jaki miał trafić do dzieci, nie do mnie, to dla nich jest ten film. Jeśli dzieciom się podobał, to znaczy ze spełnił swoje zadanie, my jako dorośli możemy tylko trzymać rękę na pulsie i wybierać te produkcje, które według nas wniosą coś do życia naszych pociech.
„Rodzinka nie z tej Ziemi” ma w sobie wiele uniwersalnych przesłań, jednak pokazanych w zbyt mydlany, jak na dzisiejsze czasy, sposób. Każdy bierze odpowiedzialność za swoje dzieci i za to, co zobaczą - ja mojemu synowi tego filmy jednak nie puszczę.