„Jak zostać królem” wymieniany jest jako jeden z faworytów tegorocznego rozdania nagród Akademii Filmowej. Film nagrodzony na Festiwalu w Toronto, nominowany w 7 kategoriach do Złotych Globów, zdobywca nagród BIFA. Czy Oscar pójdzie w ręce króla okaże się dopiero w lutym. O tym, czy jest tego wart będzie można się przekonać już od 28 stycznia, kiedy film wejdzie do naszych kin.
Albert Fryderyk Artur Jerzy Windsor, czyli Jerzy VI, a dla rodziny „Bertie” (Colin Firth). Młodszy syn Jerzego V, ojciec Elżbiety II. To nie on miał być królem, a jego starszy brat - Edward, który jednak ze względu na romans z amerykańską rozwódką abdykował po niecałym roku panowania. Nikt nie był przygotowany na taki obrót spraw na angielskim tronie, a chyba najmniej jego następca i młodszy brat – Albert. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wadę wymowy, z którą walczył od dzieciństwa. Chorobliwe jąkanie uniemożliwiało mu jakiekolwiek publiczne wystąpienia. Jak ktoś taki miał sobie poradzić nie tylko w rządzeniu ówczesną Anglią, ale i ze zbliżającym się zagrożeniem wojny z Niemcami?
Okazuje się jednak, że ułomność mowy, nie świadczy wcale o słabym charakterze przyszłego króla. Film Toma Hoppera jest historią trudnych i żmudnych zmagań ze swoimi słabościami. W akcie ostatecznej desperacji, po wielu nieudolnych logopedach i nieudanych terapiach, książę Jorku decyduje się na dość niekonwencjonalne metody leczenia u pewnego Australijczyka z niespełnionymi ambicjami aktorskimi. Okazuje się jednak, że największy problem, stojący na przeszkodzie do objęcia tronu przez Alberta, nie tkwi w wadzie wymowy, ale w nim samym. Jąkanie jest objawem jego lęków z dzieciństwa, poczucia braku akceptacji, a teraz także rozdarcia między poczuciem obowiązku i odpowiedzialności za kraj, a obawą przed wypełnieniem roli króla. Żeby poradzić sobie z tymi problemami, Lionel Logue będzie musiał sprawdzić się nie tylko w roli terapeuty, ale też przyjaciela króla. Oba zadania, pomimo jego pewności siebie (a czasem nawet bezczelności), nie będą łatwe, ponieważ książę Jorku, nawet jąkając się, nie jest pozbawiony temperamentu i trudnego charakteru. Albert kryje w sobie potencjał nieugiętej osobowości, silnej woli i rzeczywistą troskę o losy kraju. Cechy jak najbardziej pożądane na tronie, których z kolei brakuje jego bratu, początkowo przeznaczonemu do rządzenia Anglią. Historia, wydawałoby się dość niepozorna, okazuje się niezwykle poruszająca i emocjonująca, zwłaszcza, gdy mamy świadomość, że oparta jest na prawdziwej historii.
Wydaje mi się także, że nie bez powodu Colin Firth wymieniany jest jako jeden z faworytów do tegorocznego Oscara za rolę Jerzego VI. Już po seansie „Jak zostać królem” doprawdy trudno mi sobie wyobrazić kogoś, kto równie dobrze mógłby sobie poradzić z tą, jednak wymagającą postacią. Z zewnątrz wiązany ścisłą etykietą członek rodziny królewskiej i chłodny gentleman, nie pozbawiony przy tym wrażliwości. Wewnątrz choleryk z temperamentem i silnym charakterem, których jednak nie może w pełni pokazać ze względu na swoją przypadłość. Dopiero zmuszony do objęcia tronu i ostatecznej rozprawy ze swoimi defektami, a także postawiony przed widmem wojny, ujawnia swój nieugięty charakter i siłę woli. Firth po raz kolejny pokazuje nam swój talent dramatyczny, nie pozbawiony jednak nuty chłodnego i ironicznego, angielskiego humoru. Zresztą świetnie, z duża pewnością siebie, nonszalancją, i gdy zajdzie taka potrzeba, sarkazmem, towarzyszy mu Geoffrey Rush w roli niekonwencjonalnego terapeuty – Lionela Logue`a. Razem na ekranie kreślą nam wciągającą historię prawdziwej męskiej przyjaźni i wspólnej walki. Może nie na krwawym polu bitwy, ale nie pozbawionej dramatyzmu i prawdziwych chwil zwątpienia.