Kiedy jakieś dzieło, zarówno film czy książka, używa
mitologizacji, czyli wprowadza elementy mitów, wiem, że muszę się z nim
zapoznać. Tak było choćby w przypadku pierwszej części przygód Percy’ego
Jacksona – zarówno film, jak i powieść spodobały mi się, przeniosły do świata
znanego z mitów, oczywiście mocno zmienionego, ale nadal zachwycającego. Obecnie
na ekranach gości druga część przygód dzielnego herosa – „Percy Jackson: Morze
Potworów”.
Obóz Herosów został zaatakowany. Luke pragnie zniszczyć
bogów, do czego potrzebuje odnaleźć magiczny artefakt – Złote Runo. Jedyną
osobą, która może go powstrzymać jest dziecko Posejdona – Percy. Już raz udało
mu się uratować świat przed zagładą, ale czy i tym razem podoła zadaniu? Czy
Luke przebudzi Kronosa?
„Morze Potworów” to typowe kino familijne – jest przygoda,
nieoczekiwane zwroty akcji, zadanie do wykonania i siła przyjaźni. Do tego
wszystko to polano sosem z fantastyki i wyszła… bardzo smaczna potrawa dla
każdego fana kina rozrywkowego. Ale nie tylko. To film opowiadający o odwadze
oraz tolerancji. Produkcja, która zawiera w sobie jakieś przesłanie posiada
ogromne walory – uczy młodego widza postrzegania rzeczywistości. Nie chcę do
końca zdradzać elementu, który służy młodemu widzowi za lekcję
tolerancji, wspomnę tylko o tym, że jeden z nowych bohaterów zostanie
napiętnowany ze względu na swoje pochodzenie.
„Morze Potworów” może rozbudzić w młodym odbiorcy
zafascynowanie kulturą starożytnej Grecji. Tak jak i w pierwszej części, tak i
tutaj odnajdziecie mnóstwo nawiązań do mitów greckich oraz spotkacie
fantastyczne stworzenia. Jednak najmocniejszym punktem filmu jest zdecydowanie
humor. Mnóstwo zabawnych dialogów i sytuacji (fani „Firefly”, przygotujcie się!),
a do tego ci bohaterowie. Dionizos czy Hermes, mimo że pojawiają się tylko na
kilka chwil, zawładnęli sceną.
Oczywiście występuje tutaj element walki dobra ze złem oraz
swoimi własnymi słabościami. Percy miewa momenty zwątpienia, dzięki czemu
młodszy odbiorca może się identyfikować z bohaterem, gdyż jawi się on jako
normalny człowiek, a nie syn boga. Wątpi w swoje przeznaczenie i rolę. I dzięki
temu staje się postacią z krwi i kości – nie został bowiem wyidealizowany.
Szkoda tylko, że w tej części Annabeth została z lekka
pominięta. Niby zarysowano pewien wątek wokół tej postaci, ale we wcześniejszej
części dziewczyna zachowywała się jak na córkę Ateny przystało, natomiast w tej
jawi się po prostu jako koleżanka Percy’ego. Nawet Grover nie otrzymał za dużo
czasu antenowego. A szkoda, bo właśnie ta dwójka, plus protagonista, tworzyli
najciekawszą oś filmu. Ciekawe są również muzyka – stanowi dopełnienie
ekranizacji – oraz efekty specjalne. W końcu to fantastyka przygodowa, dlatego te
ostatnie muszą się pojawić.
Kino familijne to dobry pomysł na niedzielne lub sobotnie
popołudnia. Wypad z dziećmi do kina na tak dobry film, jakim jest „Morze
Potworów” sprawi, że każde dziecko przeżyje niezapomnianą przygodę. Szkoda, że
na ekranach nie pojawia się więcej produkcji tego typu – ciekawych, z
przesłaniem, morałem. Zabierających widza w niezapomnianą podróż.
Serdecznie polecam ten film. Każdy miłośnik pierwszej części
nie rozczaruje się, a nawet nabierze apetytu na więcej. Mam tylko nadzieję, że
powstaną kolejne części i nie będzie trzeba na nie długo czekać.