2 maja 1957 r. nowojorski świat mafijny przeżył potężny wstrząs. Boss rodziny Luciano, Frank Costello, został postrzelony w głowę. Nie ulegało wątpliwości, że za próbą zamachu na jego życie stał konkurent w walce o władzę, dawny przyjaciel Costello - Vito Genovese. Historia znajomości tych dwóch, wysoko postawionych w strukturach mafijnych postaci, jest długa i zawiła, ale też mająca w sobie ogromny potencjał dla twórców filmowych. Tym bardziej, że kryminalne dramaty rozgrywające się w środowisku włosko-amerykańskiej mafii cieszą się dużą popularnością wśród widzów, a niektóre z nich to już kultowe tytuły, znajdujące się w czołówkach list najlepszych filmów wszech czasów.
Niekwestionowani mistrzowie gatunku, tacy jak Francis Ford Coppola (trylogia „Ojciec chrzestny”) czy Martin Scorsese („Chłopcy z ferajny”, „Kasyno”, „Irlandczyk”) potrafili odmalować niezwykle realistyczny i brutalny obraz gangsterskiego życia. Znakomite efekty przyniosła współpraca Scorsese ze scenarzystą Nicholasem Pileggim, którego doświadczenie dziennikarskie i doskonała znajomość podziemnego świata nadały filmom opartym na jego scenariuszach autentycznego sznytu. Z kinem gangsterskim może kojarzyć się również Barry Levinson, którego „Bugsy”, opowieść o mafiosie z Las Vegas, Benjaminnie "Bugsy" Siegelu, zdobył 2 statuetki Oscara i wiele nominacji (tam również epizodycznie pojawiają się postaci Franka Costello i Vita Genovese). Levinson udowodnił, że potafi tworzyć filmy o mafii, choć nieco inaczej niż Scorsese, w bardziej analitycznym stylu i z większym naciskiem na charakter i psychologię postaci. Historia Franka Costello i Vita Genovese, opowiedziana w filmie „The Alto Knights”, który ukazał się na DVD w czerwcu 2025 r. (bez dodatków i polskiego lektora) jest owocem pierwszej bezpośredniej współpracy Levinsona z mającym już ponad 90 lat Pileggim i choćby tylko z tego powodu projekt zapowiadał się bardzo interesująco.

Nieudany zamach na Costello, ze względu na silne wpływy wśród polityków i sędziów, zwanego „premierem podziemia”, stanowi mocne i dramatyczne otwarcie filmu. To moment, w którym głowa rodziny musi podjąć ważne decyzje: odnośnie swojego przywództwa w mafii i swoich współpracowników. Twórcy nie stawiają jednak na chronologię, ukazując ciąg zdarzeń poprzedzających ów feralny dla Costello drugi dzień maja. Taka konstrukcja fabuły jest całkiem zrozumiała. Widz powinien poznać motywy, które kierowały Vito Genovesem, jednak rozwiązanie to może wydać się nieco chaotyczne. Zastosowano tu również narrację z offu, w której starszy Costello, podobnie jak podczas wywiadu, komentuje wydarzenia i wprowadza retrospekcje. Ten zabieg stylistyczny, znany m.in. z „Chłopców z ferajny”, miał zapewne jeszcze bardziej uwiarygodnić całą historię, zwłaszcza, że wypowiedzi głównego bohatera ilustrują czarno-białe fotografie. Trzeba jednak przyznać, że o ile w filmie Scorsese głos z offu służy do budowania dramaturgii, o tyle u Levinsona ma charakter wyłącznie wyjaśniający i uzpełniający główne wątki. Wpływa to negatywnie na tempo akcji, które i tak w „The Alto Knights” jest bardzo wolne.
Jednak nie akcja jest tu najważniejsza. Tym co od pierwszych chwil przykuwa największą uwagę jest występujący w podwójnej roli Robert De Niro. Aktor miał już kilkukrotnie okazję współpracować z Levinsonem, m.in. na planie filmu „Uśpieni” lub „Fakty i akty”, za który reżyser otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale 1998. Zarówno Frank Costello, jak i Vito Genovese, w wykonaniu De Niro posiadają indywidualny zestaw cech, inny ton głosu, styl mówienia i mimikę. Wspomagana CGI charakteryzacja pozwoliła stworzyć dwie zupełnie inne wizualnie osoby, natomiast kunszt aktorski Roberta De Niro wzbogacił je o dwie różne osobowości. Można powiedzieć, że to teatr jednego aktora, zwłaszcza, że to właśnie sceny, w których Costello i Genovese prowadzą ze sobą dialog są najciekawsze w całym filmie. Konflikt między bossami ukazuje dwa różne style zarządzania organizacją: dyplomacja, rozwaga i spokój przeciwko brutalności, bezwzględności i impulsywności.

Nieco czasu dostają również kobiety, zwłaszcza Debra Messing w roli troskliwej żony Franka, Bobbie Costello. Jej obecność i relacje z mężem ukazują inne oblicze „premiera podziemia”. W pamięci może pozostać niema scena, w której Bobbie po zamachu ściera krew ze szklanych drzwi windy. Wrażenie robi także gniew i determinacja na sali sądowej Anny Genovese, w którą wciela się Kathrine Narducci.
Dbałość o detale dostrzec można w precyzyjnym odwzorowaniu czasów, o których film opowiada. Kostiumy, pojazdy czy scenografia odpowiadają realiom lat 40. i 50. Wykorzystano m.in. Eden Park i historyczny hotel Hilton Cincinnati Netherland Plaza, przekształcono lokalne ulice i bary w klimatyczne miejsca gangsterskiego świata. Starannie przygotowano także wnętrze tytułowego klubu „Alto Knights”. Film wykorzystuje tę lokalizację jako symboliczne miejsce spotkań obu bossów, choć rzeczywisty udział Costella w klubie nie jest całkowicie udokumentowany.
Niestety, niewiele jest scen tworzących napięcie, angażujących emocjonalnie widza i to główna bolączka dzieła Barry’ego Levinsona. Owszem, jest pełna filmowej mocy konfrontacja Franka Costello z Vito Genovese, w której każde wypowiadane przez De Niro słowo ma znaczenie. Są zeznania Costello przed komisją Kefauvera, czemu towarzyszą dosadne komentarze Genovese, obserwującego całe wydarzenie w telewizji. Jest świetnie zrealizowane wielkie spotkanie przywódców mafii z kulminacyjną sekwencją drogową. Jest nawet kilka scen komicznych, jak np. rozmowa o mormonach z Vincentem Gigante czy spacer Costello z wystrojonymi pieskami. Mimo tych pojedynczych, wyrazistych momentów, filmowi brakuje spójności i temperatury, która sprawiłaby, że opowieść o dwóch legendach mafii naprawdę poruszy widza.

Współpraca Levinson-Pileggi-De Niro przyniosła niezłe efekty. „The Alto Knigts”, inspirowana prawdziwą historią opowieść o rywalizacji na szczytach mafii wyróżnia się aktorstwem Roberta De Niro, dialogami i znakomicie oddanym klimatem lat 50. Próba nawiązania do tradycji największych tytułów kina gangsterskiego udała się jednak tylko połowicznie. Zabrakło akcji i emocji, zwłaszcza w pierwszej, budującej tło całej historii, części filmu. Zakłócona chronologia, poszatkowane obrazki, wspominającego dawne czasy Costello i zdjęcia z przeszłości nie sprzyjają zachowaniu właściwego tempa. Z tego powodu „The Alto Knights” ma szanse przypaść do gustu przede wszystkim koneserom gatunku, dla których liczy się klimat, szczegóły epoki i balans między historyczną rekonstrukcją a filmową stylizacją.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Galapagos – dystrybutorem filmu na DVD.