Magia zwiastunów jest niesamowita. Widz siedzi sobie w wygodnym (zazwyczaj) fotelu i rozkoszuje się krótkimi zapowiedziami filmowymi. Co i rusz myśli sobie, że warto obejrzeć tę produkcję, i tę, i może jeszcze tamtą. Przynajmniej tak jest w moim przypadku. Problem w tym, że krótka zapowiedź może… kłamać. Obiecywać cudowny film, który w rzeczywistości okaże się czymś cudownym inaczej. Magia reklamy i kłamstwa górą. Ale cóż, tak to już bywa, to, co piękne na pierwszy rzut oka, po bliższym poznaniu traci cały swój urok. Przykład? Najnowsza polska komedia (choć według mnie daleko temu filmowi do owego gatunku) pod tytułem „Facet (nie)potrzeby od zaraz”.
Zosia ma pechowy dzień (choć ściślej ujmując, noc) – poraził ją piorun, została wysłana na przymusowy urlop i do tego jeszcze odkryła, że jej partner życiowy ją zdradza. Cóż, bohaterka dochodzi do wniosku, że coś musi z nią być nie tak, skoro nie wytrzymała w związku dłużej niż dwa lata. Najbliższa przyjaciółka Zosi, Patrycja, radzi jej, by sięgnęła do korzeni – czyli spotkała się z każdym swoim byłym. Może przez przypadek ominęła gdzieś po drodze księcia z bajki. Protagonistka postanawia posłuchać rady koleżanki i zaczyna spotykać się ze swoimi niedoszłymi narzeczonymi.
Moja wiara w polskie komedie umarła już jakiś czas temu. Od czasu do czasu staram się ją reanimować, jednak każda próba kończy się kolejnym niepowodzeniem. Niestety „Facet (nie)potrzeby od zaraz” nie pomógł zmianie mojego podejścia do tego gatunku filmowego made in Poland. Po pierwsze, nie uważam, żeby omawiany film zaliczał się do komedii – ani przypadku, ani romantycznych, ani jakichkolwiek. To raczej smutny film o życiu smutnej osoby, okraszona smutkiem innych postaci. Ani razu się nie zaśmiałam, ani razu nie widziałam zabawnej sytuacji. Klasyfikacja gatunkowa okazała się nietrafiona. Jeżeli spodziewacie się komedii - niemile się rozczarujecie.
Film o wszystkim i o niczym – tak mogę krótko scharakteryzować tę produkcję. Absurd goni absurd, abstrakcja wychyla łeb z każdego kąta, a główna bohaterka denerwuje na każdym kroku. Film o niezależnej kobiecie, która szuka swojego miejsca w świecie? Nie do końca. Zosia okazuje się osobą, do której nie da się żywić cieplejszych uczuć. Jej wybory zaskakują, a zachowanie denerwuje. Jeżeli to ma być obraz współczesnej kobiety, to twórcy gdzieś zatracili rzeczywistość. Weronika Migoń posiada zakrzywioną wizję świata, ni to feministyczną, ni to wyzwolonej kobiety. Bo Zosia złą kobietą jest i widzi to każdy.
Klimat hipsterskiej Warszawy aż razi. Do tego dochodzi kreacja zewnętrzna bohaterek filmu. Zastanawiam się czy to efekt cięć budżetowych, złego doboru ekipy zajmującej się wizerunkiem, a może kondycji aktorek? Jedno jest pewne – takie przedstawienie postaci nie prowadzi do niczego dobrego. Zmęczone życiem kobiety nie zachęcają do wgłębienia się w opowiadaną historię.
Zresztą sama historia jest wielką niewiadomą. Próba odnalezienia przez bohaterkę miejsca w świecie? Chęć spotkania wielkiej miłości? Zawód miłosny, uderzenie pioruna, wybuchy na słońcu – medal temu, kto połączy to wszystko w spójną i konkretną całość. Weronika Migoń poległa, stworzyła coś o niczym – chyba tylko po to, by zrealizować swą wizję.
„Facet (nie)potrzeby od zaraz” to film, który odradzam każdemu. W trakcie seansu, na który się udałam ludzie zaczęli wychodzić zniesmaczeni produkcją. A po filmie co rusz słyszałam negatywne opinie o „dziele” Migoń. To chyba świadczy samo za siebie.