Na wstępie rozważań nad „Do zaliczenia” należy bez zbędnych kurtuazji podkreślić, że obraz Maggie Carey nie jest ani ambitnym, ani nawet dobrym kinem. To. jedna z tych produkcji, których wyszydzanie sprawia recenzentom największą przyjemność A może by tak przekornie, zamiast wyśmiewać „Do zaliczenia” , spróbować poszukać jego zalet?
Nastolatka Brandy Clarke desperacko próbuje odbyć inicjację seksualną zanim zacznie naukę w college’u. Jej aspiracją nie jest jednak zaliczenie wyjątkowego „pierwszego razu”, ale kolekcja doświadczeń z długiej listy „do zaliczenia”.
Carey w swoim filmie usiłuje przyjąć konwencje „American Pie” oraz „Supersamca”, jednak z kobiecego punktu widzenia. Na ekranie obserwujemy poczynania bohaterek pozbawionych ograniczeń seksualnych. Twórcy w przerysowanej, komediowej stylistyce ukazują dylematy współczesnej amerykańskiej młodzieży, w której wszelkie cnoty, wydają się być wadami. „Do zaliczenia” nie ma niestety, tak ambitnego przekazu jak „Łatwa dziewczyna”, to raczej prostacka zabawa dla nastolatków, zainteresowanych żartami o seksie czy kloacznym poczuciem. Trudno również wypowiedzieć się na temat scenariusza, będącego wyłącznie wstępem do żenujących gagów oraz kiepskich dialogów. To wszystko sprawia, że choć kilkakrotnie się uśmiechniemy, to dla widza powyżej 20 roku życia, „Do zaliczenia” może się okazać obrazem zbyt infantylnym.
Komedia Carey to również do bólu przewidywalne, szablonowe i szowinistyczne kino, w którym kobiety zostały sprowadzone do rangi puszczalskich panienek, żądnych zabaw w stylu „posuwania na sucho”, czy „robótek ręcznych”. Warto jednak podkreślić, że każdy z nas ma znajomych, których takie żarty rozbawiły by do łez. Nic dziwnego, że socjologowie od lat wskazują, że społeczeństwo sukcesywnie głupieje.
„Do zaliczenia” ma dwie zalety. Jeden nazywa się Bill Hader (legenda „The Saturday Night Live”) w roli nieudacznika życiowego pełniącego obowiązki kierownika basenu, a drugi Clark Gregg (znany z serii „Avengers”) grający konserwatywnego ojca głównej bohaterki. Ich przezabawne i pełnokrwiste występy pozwalają dotrwać widzowi do końca seansu.
Jak mawiał kiedyś jeden z moich znajomych, jeśli masz mówić o kimś źle, to lepiej nie mów nic. Podobnie jest w przypadku „Do zaliczenia”, produkcji skierowanej wyłącznie do fanów stylistyki „American Pie” i „Supersamca”, dlatego wszelki komentarz w stosunku do obrazu Carey wydaje się być zbędny.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.