Kto z nas nie chciałby przez przynajmniej kilka minut być niewidzialnym? Przez te kilka chwil dowiedzieć się, co tak naprawdę czują i myślą osoby nam bliskie, zobaczyć rzeczy, których normalnie nie dostrzegamy? Czy ta niewidzialność byłaby jednak rzeczywiście taka fajna? A co jeśli dowiedzielibyśmy się o rzeczach niezwykle istotnych, ale jednocześnie nie mielibyśmy na nie żadnego wpływu, bylibyśmy kompletnie bezradni? Co jeśli tą istotną rzeczą byłby fakt, że jesteśmy zawieszeni pomiędzy życiem, a śmiercią, nasze ciało leży gdzieś porzucone, a my, czując presje uciekającego czasu, z boku patrzymy na nieudolne próby jego odnalezienia? W takiej właśnie sytuacji znajduje się główny bohater „Niewidzialnego”.
Nick Powell, bo o nim mowa, jest młodym, niezwykle uzdolnionym uczniem college'u. Marzy o wyjeździe na kurs pisarski do Londynu, na który nie chce zgodzić się jego matka. Mimo tego, w tajemnicy przed nią, decyduje się spełnić swoje marzenie, kupuje nawet bilet lotniczy. W dniu wyjazdu, w wyniku fatalnego biegu wydarzeń, zostaje napadnięty i brutalnie pobity przez Annie i jej kompanów. Napastnicy przekonani, że zabili chłopaka ukrywają jego ciało i uciekają. Nick jednak nie umiera, a jego duch oddziela się od ciała i wraca do domu. Początkowo nieświadomy niczego chłopak szybko zdaje sobie sprawę z tego, że nikt go nie widzi i może jedynie biernie przyglądać się wydarzeniom, w tym poszukiwaniom własnego ciała. A czas ucieka...
Ogólny zarys fabuły prezentuje się naprawdę dobrze. Scenariusz nie jest jednak nowy, „Niewidzialny” to remake szwedzkiego thrillera „Den Osynlige” z 2002 roku, który z kolei oparty jest na powieści Matsa Wahla. Nie czytałem książki, nie oglądałem szwedzkiego pierwowzoru „Niewidzialnego”, dlatego też nie wiem kto ostatecznie odpowiedzialny jest za rzecz, która ten film w moich oczach niemalże dyskredytuje. Tą rzeczą jest zadziwiający brak logiki w niektórych scenach. Wymieniać można by długo, nie będę jednak tego robić aby nie zdradzać części fabuły. Błędy te są zresztą na tyle widoczne, że każdy, kto zdecyduje się zobaczyć film Davida Goyera, na pewno je zauważy. Oprócz tego braku logiki niektóre sceny rażą sztucznością, chociażby nienaturalne zachowanie matki Nicka podczas spotkania z Annie w szpitalu. Na „deser” twórcy serwują nam zmienione w stosunku do „Den Osylinge” zakończenie. Jest tak słabe, że z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że w oryginale (mimo iż, jak już wspominałem, nie miałem okazji go oglądać) musiało być lepsze. To wszystko razem sprawia, że fabuła zamiast być najmocniejszym punktem filmu staje się jego najsłabszym elementem.
Nieporozumieniem jest dla mnie również reklamowanie filmu jako połączenie thrillera, dramatu i filmu fantasy. Elementy fantasy są, tu się zgadzam. Ale thriller? Jeśli miałbym rozpatrywać ten obraz w gatunku thrillera to raczej nie miałbym zbyt wiele dobrego do powiedzenia. Zdecydowanie lepiej film prezentuje się jako dramat, co w największej mierze zawdzięcza niezwykle interesującym, niejednoznacznym postaciom. I jeśli już o postaciach mowa to główny bohater wypada tu najsłabiej. Zdecydowanie wyróżnia się za to Annie, dziewczyna z patologicznej rodziny, która drogę odreagowania znajduje w przemocy. I choć początkowo jej zachowanie budzi naszą odrazę to jej postać została nakreślona na tyle umiejętnie, że wraz z biegiem wydarzeń na ekranie nasze odczucia w stosunku do niej diametralnie się zmieniają. Na uwagę zasługuje również postać matki Nicka, która tłumi w sobie wszelkie uczucia, przez co coraz bardziej oddala się od syna.
Wielkie brawa należą się odtwórczyniom ról Annie (Margarita Levieva) oraz matki Nicka (Marcia Gay Harden). Pochodząca z Rosji Levieva dopiero zaczyna swoją aktorską karierę, ale po tym co pokazała w „Niewidzialnym” można się spodziewać, że już niedługo zobaczymy ją w lepszych produkcjach. Postać Annie ze względu na rozbudowany charakter nie była bowiem prosta do zagrania, a młodziutka Rosjanka poradziła sobie znakomicie. Inaczej ma się sprawa z Marcią Gay Harden, która na brak doświadczenia narzekać nie może, a w swoim dorobku posiada Oscara za rolę w „Pollocku”. Nie powinien więc dziwić bardzo wysoki poziom jej gry, choć w pewnych scenach błędy w scenariuszu spowodowały, iż jej postać wydaje się nieco sztuczna. Dużo dobrego nie mogę natomiast powiedzieć o Justinie Chatwinie, odtwórcy głównej roli. Jak na sytuację, w której się znajduje wydaje się zbyt spokojny i opanowany. Być może to także wina scenariusza, choć uważam, że i tak można było zagrać to lepiej.
Ogólna ocena filmu Goyera jest bardzo trudna, ponieważ mimo wszystko ogląda się go całkiem dobrze. Historia opowiedziana w „Niewidzialnym” budzi zainteresowanie, dodatkowym plusem są ciekawi bohaterowie. Wydaje mi się jednak, że twórcy pogubili się w pewnym momencie, chcąc prawdopodobnie nieco „podkolorować” swoje dzieło. Stąd rażące błędy w scenariuszu i fatalne zakończenie, które psują przyjemność z oglądania. Pod względem technicznym jest natomiast co najwyżej poprawnie. Podsumowując „Niewidzialny” to podręcznikowy przykład na to, jak przez głupie, kompletnie niepotrzebne i możliwe do wyeliminowania błędy można zepsuć naprawdę dobry film.
|