Ridley Scott jest reżyserem wyjątkowo utytułowanym („Blade Runner”, „Helikopter w ogniu”). Każdego jego filmu wyczekuję ze wzmożonym zainteresowaniem, nie mogąc się doczekać premiery. Niestety ostatnimi latami forma Scotta wykazuje wyraźne tendencje spadkowe, wystarczy tutaj wspomnieć ostatnie jego dzieło- „Prometeusz”, które do najlepszych nie należało.
W obsadzie „Counselor” znalazły się same znane nazwiska (Bardem, Cruz, Fassbender, Pitt, Diaz). Łącząc razem takie nazwiska aktorów i reżysera, widz oczekuje dobrego filmu, który pozostanie z nim na długo po wyjściu z kina.
Tytułowy "Adwokat", którego gra Fassbender, pracuje dla kartelu narkotykowego. Pilnuje żeby ich nielegalne interesy wyglądały na legalne, trzyma wymiar sprawiedliwości z dala od bossów, a jeśli coś pójdzie nie tak, prostuje sprawy. Od pierwszych minut filmu fabuła nie zaskakuje widza w żaden sposób, przebieg wydarzeń jest nad wyraz przewidywalny i do tego nudny. Oczywistym jest, że adwokat wpada w tarapaty, które oznaczają dla niego koniec wystawnego życia jakie dotąd prowadził. Dodajmy do tego jego piękną narzeczoną (Penelope Cruz), która nie ma pojęcia o jego powiązaniach ze światem przestępczym i otrzymujemy film, który mogliśmy obejrzeć setki razy wcześniej. „Adwokat” nie pokazuje niczego nowego, pomysłowego, a już na pewno interesującego.
Jedynymi atutami filmu, które zasługują na uznanie jest bardzo dobra gra aktorska i zdjęcia, za które odpowiedzialny był nasz rodak Dariusz Wolski. Świat przedstawiony jego okiem jest wyjątkowo przystępny dla widza. Nie ma tutaj wszechobecnych w innych produkcjach o świecie narkotyków, brudnych laboratoriów, czy bossów wystylizowanych na latynoskich amantów. Bardziej przypomina to obraz biznesmenów, którzy nie mają za wiele wspólnego z narkotykami.
Fassbender, który gra „Adwokata” nie dał z siebie wszystkiego, jednak jego rola jest warta uwagi chyba najbardziej z całej obsady. Spokój, który maluje się na jego twarzy niemal przez cały film jest nawet niepokojący. Widz zaczyna się w pewnym momencie zastanawiać czy jego postać ma w ogóle jakieś emocje, z drugiej jednak strony, mając do czynienie z bossami mafii, warto zachować taką grę pozorów. Wtedy następują sceny końcowe, które diametralnie zmieniają odczucia widza, pokazując, że jego spokój był tylko na pokaz przed bossami z kartelu. W mojej opinii - świetnie wykreowany profil psychologiczny. Brad Pitt, który pojawia się bardziej epizodycznie, powinien chyba już odpuścić sobie granie w filmach. Nie pokazał niczego ciekawego, wielki minus dla niego.
„Adwokat” jest kolejnym przykładem na to, że wybitny reżyser i czołowi aktorzy Hollywood nie zagwarantują filmowi sukcesu. Choćby nie wiem jak się wspólnie napocili na planie, nie da się zrobić dobrego filmu bez dobrego scenariusza, którego brak w tym przypadku pogrążył całkowicie całą produkcję. Nie wróży to dobrze dla Ridleya Scotta, który (mam wrażenie) wypalił się już twórczo. Chciałbym się mylić, bo wspaniale byłoby go zobaczyć w dawnej formie.