„Twarda sztuka” („Georgia rule” - jak widać polskie tłumaczenie tytułu bardzo niefortunne) Garry Marshall'a choć zapowiada się jak typowa letnia komedyjka romantyczna, to jest to tylko złudzenie. „Twarda sztuka” jest filmem o miłości, o przetrwaniu, o radzeniu sobie z tragedią osobistą, która może zniszczyć człowieka, a cała oprawa to zwykły pozór, a jak wiadomo pozory mylą, nawet w kinie.
Senne miasteczko w stanie Idaho, gdzie ludzie są prości i bardzo życzliwi. Wszyscy się znają i daleko tym małomiasteczkowym obywatelom do neonów wielkiego świata. Na przymusowe wakacje w tej malowniczej, choć niezwykle nudnej okolicy zostaje skazana Rachel – nieokrzesana, krzykliwa i zbuntowana 17-latka, która nieustannie pakuje się w jakieś kłopoty. Matka dziewczyny – Lilly, zmęczona zachowaniem córki, postanawia ją oddać pod opiekę babci, z którą sama żyje nie najlepiej. Georgia (babcia) jest całkowitym przeciwieństwem Rachel – zorganizowana, wierna żelaznym zasadom, wszystko ma swoje miejsce i czas, i w każdej chwili może powstać nowa „zasada Georgi”. Jednak to właśnie chłodna babcia pozna sekret Rachel, który kryje się za buntowniczym zachowaniem nastolatki.
Pierwsze chwile spędzone w towarzystwie głównych bohaterek zdecydowanie przywodzą na myśl „kolejną komedię dla kretynów”, czyli typowo letnie, nieskomplikowane kino, głównie przeznaczone dla młodzieży. Nastawienie się na taki łatwy i przyjemny film zdecydowanie zderzy widza z rzeczywistością i na pewno pozostawi niesmak rozczarowania. Mimo całej bajkowej, tak charakterystycznej dla hollywoodzkich romansów, scenerii „Twarda sztuka” porusza trudne problemy, choć faktycznie podane w trochę zabawny i lekki sposób. Z banalnej historyjki robi się więc film niegłupi, w którym na pierwszy plan wysuwają się kontakty międzyludzkie, emocje i prawdziwe tragedie bohaterów.
Smaku obrazowi dodaje wyśmienita damska obsada. W roli Georgi gwiazda kina lat sześćdziesiątych, dziś już nie pierwszego blasku i młodości, Jane Fonda. W postać Lilly (córki Georgi) wcieliła się Felicity Huffman (znana głównie z serialu „Gotowe na wszystko”) i stworzyła naprawdę nie najgorszą kreację. Damski tercet zasila Lindsay Lohan, za która osobiście nie przepadam, ale muszę przyznać, że Rachel w jej wykonaniu wypada całkiem przekonująco.
„Twarda sztuka” w zgrabny sposób łączy typową hollywoodzką, trochę naiwną produkcję z całkiem niegłupim dramatem. Nie jest to na pewno film wysokich lotów, nie jest to również kino moralnego niepokoju, jednak Marshall'owi udało się zaserwować trochę odmienne letnie kino.