Sonny Weaver (Kevin Costner) jest menadżerem zespołu futbolu amerykańskiego Cleveland Browns. Podobnie, jak reszta kumpli po fachu, Sonny stoi przed koniecznością naboru świeżego narybku do własnej drużyny. Możliwość taką stwarza tzw. draft day – tj. spotkanie organizowane przed rozgrywkami NFL, na którym można zaciągnąć dobrze rokującego zawodnika. Kolejność wyborów uzależniona jest od osiągnięć ekipy w poprzednim sezonie. Te słabsze wybierają jako pierwsze. Jednak w praktyce kwestie kolejności można przehandlować z innymi i na zasadzie umowy dać coś w zamian. Menadżerowie zatem rozpoczynają składanie ofert, mniej, lub bardziej atrakcyjnych. W tym wszystkim odnaleźć się musi główny bohater, który od momentu poderwania się z łóżka i założenia garnituru do pracy otrzymuje serię telefonów z ofertami przehandlowania zawodników oraz miejsc w draft dayu.
Spocone ciała i zajechany głos trenera wykrzykującego kolejne komendy w stronę podwładnych to esencja filmów o futbolu amerykańskim. Duża ilość cięć, rzuty kamery, raz to na spocone oblicze zawodników, raz na zegar wskazujący ostatnie sekundy do zakończenia spotkania, to elementy, które w większości tożsamych tematycznie produkcji powtarzają się dość często. W „Ostatnim gwizdku” Ivana Reitmana sportowe symbole ograniczają się jedynie do warstwy marketingowej całego widowiska. Gracz jest jeden i jest nim główny bohater, któremu przystaje zmierzyć się z rosnącą presją otoczenia. Zmuszony jest dogadywać się z menadżerami innych klubów i próbować udobruchać resztę własnych pracowników. Zatem dialog jest głównym narzędziem wykorzystanym w filmie. Pełne emocji negocjacje czy ekspresyjne kłótnie są wyraźnymi punktami podtrzymującymi budowane napięcie. Ich rozlokowanie – bardzo przemyślane, jest jednak dla głównego bohatera zbawienne. Kevin Costner w swojej interpretacji momentami zwalnia, by znowu się rozbudzić w znaczących dla jego postaci scenach. W pewnym sensie tłumaczy go charakter własnej roli. Z drugiej strony – wyczuwa się brak pełnego w nią zaangażowania. Reżyser z kolei ma zadanie o tyle niewdzięczne, że o sporcie mówi z perspektywy biura, nie stadionu. Słowne batalie, jakie toczą aktorzy, wciągają. Gorzej z warstwą wizualną, która jest oskubana z polotu i frajdy, towarzyszącym rozgrywkom. Oprócz kilku krótkich scen prezentujących zaangażowane drużyny i ostatniej – zrealizowanej na modłę typowych telewizyjnych transmisji – sekwencji prezentującej draft day, nie ma innych ozdobników, które bardziej podkoloryzowałyby historię. Ta, choć porusza temat futbolowej kuchni, nie ma oparcia w użytych środkach. A szkoda, bo wiele rzeczy można było po prostu lepiej pokazać.
Niestety, na płycie DVD oprócz filmu, znajdziemy jedynie spory pakiet zapowiedzi, z wybijającym się na pierwszy plan chałupniczo zrobionym trailerem „Igrzysk Śmiechu: W pieszczeniu ognia” – parodii koncentrującej się głównie na „Igrzyskach Śmierci” i kilku popularnych filmach ostatnich lat.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.