Wyobraźcie sobie, że do jednego filmu trafiają najbardziej wypasione i dostępne obecnie efekty specjalne, pięć atrakcyjnych i ledwie ubranych lasek uosabiających różne męskie fantazje erotyczne, nieograniczony arsenał broni i efekciarskie sceny walki ze świetną muzyką w tle. Wszystko pod szyldem i nazwiskiem Zacka Snydera i Warner Bros. A teraz wyobraźcie sobie, że to tylko część „zabawy” jaką obiecuje „Sucker Punch”. Prawdziwa bomba? Okazuje się, że jednak niekoniecznie.
Całą historię można streścić w jednym akapicie: śliczna i niewinna BabyDoll (Emily Browning) po śmierci matki, razem z siostrą zostaje jej spadkobierczynią, tym samym stając na przeszkodzie złemu ojczymowi. Broniąc młodszej siostry przed próbą gwałtu z jego strony, przez przypadek sama ją zabija. To tylko początek tragedii dziewczyny, ponieważ po tym wydarzeniu zostaje umieszczona przez ojczyma w zakładzie psychiatrycznym, gdzie ma zostać poddana lobotomii. Zostaje jej tylko pięć dni do zabiegu, który ma zamienić ją w warzywo. Wtedy dostaje ostatnią szansę: musi tylko przejść kolejne etapy „gry” o swoją wolność, zdobywając przedmioty niezbędne do zrealizowania planu ucieczki. Dzięki jej wyobraźni szpital zamienia się w luksusowy burdel, a ona sama razem z innymi dziewczynami dostaje seksowne stroje, cały arsenał broni oraz zadania do wykonania z krótką komendą: „walcz”.
W międzyczasie są oczywiście jakieś dialogi, czy próba stworzenia pewnej namiastki ideologii dotyczącej sensu walki i poświęcenia dla celu. Wypadają one dość słabo, ale przecież trzeba było czymś wypełnić film pomiędzy kolejnymi scenami walki. Dlatego jeśli chcecie wybrać się na ten film polecam wyłączyć: myślenie, znajomość podstawowych praw fizyki i wszelkie feministyczne poglądy (w sumie wszelkie poglądy, które mówią o tym, by postrzegać kobietę jako coś więcej niż zabawkę erotyczną). Po tym zabiegu może pozostanie wam jakaś przyjemność w patrzeniu na dekolty, krótkie spódniczki, rozchylone seksownie usteczka i cały arsenał broni w rękach słodkich burdelowych wojowniczek podczas przechodzenia przez kolejne etapy filmowej gry. Bo ostatecznie tylko do tego cała ta historia się sprowadza. Nowe zadanie i przedmiot do zdobycia, uzbrojone po rzęsy dziewczyny i masa przeciwników do wykończenia. Zmienia się tylko scenografia kolejnych leveli: od motywów samurajskich, podchodzących pod Kill Billa, II wojny światowej w wydaniu steampunkowym, czy zaczerpniętych prosto z klasyki fantasy. Jednak ile można tylko patrzeć? Z czasem nawet efekty specjalne, gorące laski rodem z photoshopa, z wielkimi oczami i biustami, czy sceny walk oderwane od wszelkich praw fizyki i prawdopodobieństwa mogą się widzowi znudzić (mniej więcej tak w połowie filmu). A poza tym niestety niewiele pozostaje, ponieważ chyba nawet 3D nie nadałoby temu filmowi więcej głębi. A samo zakończenie może być już tylko irytujące i pozostawić pytanie: „W takim razie po co to wszystko?”
Dla zabawy? Czystej rozrywki? Chyba tylko dla reżysera, który dostał budżet na wszelkie dostępne i najbardziej wypasione zabawki filmowe, super podrasowane dziewczyny i wolną rękę w dysponowaniu piniędzmi. Szkoda tylko, że w całej swojej ekstazie i radości tworzenia nie wiedział do końca, co z tym wszystkim zrobić. Poniosła go wyobraźnia, w której zabrakło jednak pomysłu. Także jedyne pozytywne wrażenia jakie mi pozostały po tym seansie, to te muzyczne. „Sucker Punch”? Naprawdę dobry soundtrack, jednak jak na film i Snydera to zdecydowanie za mało.