Andrzej Wajda jest jednym z najlepszych reżyserów polskiej kinematografii (choć na koncie ma i Oskara za całokształt twórczości). Nie dziwi więc, że „Katyń”, najnowsza produkcja Wajdy, to najbardziej oczekiwana premiera tego roku.
Nie ulega wątpliwości, że film o Katyniu powstać musiał, szczególnie kiedy przez ponad 40 lat wydarzenia katyńskie były tematem tabu. Jednak Wajda do historii mordu katyńskiego podszedł troszeczkę z innej strony traktując los polskich oficerów jako tło dla opowieści o kobietach. „Katyń” jest ewidentnie filmem kobiet, to one są na pierwszym planie - matki, żony, siostry, córki czekające na powrót najbliższych. Nieświadome i pełne nadziei ostatecznie i tak muszą zmierzyć się z okrutną prawdą. Mimo trudnej sytuacji, w jakiej postawiło je życie, niczym Joanna d'Arc walczą o pamięć i prawdę. Przeciwstawiają się propagandowym kłamstwom będąc świadectwem prawdy o wydarzeniach wiosny 1940 roku, jak Agnieszka - siostra porucznika Piotra (Magdalena Cielecka), czy Generałowa Róża (Danuta Stenka).
Mistrzostwo jakim Wajda popisał się w „Katyniu” to brak patosu. Mistrzostwo, tym bardziej, że reżyser ma bardzo osobisty stosunek do mordu w Lesie Katyńskim, ponieważ wśród zabitych oficerów był również jego ojciec - Jakub Wajda. W „Katyniu” nie ma mowy o apoteozie pomordowanych (jeśli widz ją odnajdzie, to chyba w efekcie nadinterpretacji), wynoszeniu ich na ołtarze. Andrzej Wajda oparł swój obraz na czystych emocjach, jednostkowym cierpieniu rodzin rozłączonych na zawsze. „Katyń” to opowieść o utraconej nadziei na powrót, ojców, braci i mężów, o tragedii jaka, tak naprawdę, dotknęła ludzi, tamtych ludzi, najpierw w jeszcze okupowanej, a później komunistycznej Polsce.
W obrazie prym wiodą kobiety i trzeba przyznać, że aktorki, które Wajda zebrał w „Katyniu” niezwykle dobrze poradziły sobie z powierzonym zadaniem. Na ekranie pojawiają się takie gwiazdy polskiego kina jak: Maja Komorowska, Danuta Stenka, Maja Ostaszewska czy Magdalena Cielecka. Każda z nich sugestywnie i prawdziwie wcieliła się w bohaterki o odmiennych, często bardzo skrajnych postawach. Można więc dostrzec cały wachlarz stosunków, a raczej reakcji, na to, co miało miejsce wiosną 1940 roku w Lesie Katyńskim.
Warto zwrócić też uwagę na zdjęcia. Mam na myśli nie tylko przekonywające i bardzo realistyczne oddanie zbrodni w Lesie Katyńskim, ale przede wszystkim piękne przedstawienie Krakowa. Paweł Edelman wydobył z krakowskich plant zamglony impresjonizm do tego stopnia, że miałam wrażenie, że za chwile przespaceruje tamtędy Wyspiański albo Przybyszewski.
Trzeba jednak przyznać, że postaci i reprezentowane przez nie postawy są zbyt płaskie i czarno-białe. Według takiego podziału można stanąć jedynie po stronie ofiar lub katów, bo inna możliwość nie istnieje. W obrazie Wajdy brakuje szarości, bycie poza, rola obserwatora, dystans są poczytywane za swoistą zdradę i opowiedzenie się za mordercami. Nie ma żadnego usprawiedliwienia, bo nie istotne jest, co taki stosunek do Katynia powoduje. Nie jesteś z nami, więc musisz być przeciw nam-obrazuje to wyśmienicie bezkompromisowa postawa Agnieszki, siostry porucznika Piotra.
Film zobaczyć warto, bo to kawałek dobrego polskiego kina, które bez wstydu można wymienić jednym tchem obok „Popiołu i diamentu”, „Człowieka z marmuru” czy „Pierścionka z orłem w koronie”. „Katyń” jest ewidentnym wyrokiem, krzyczącym wręcz „to oni!” i muszę przyznać, że tym swoim wrzaskiem pozostawia kina wbite w siedzenia i osnute milczeniem.