W 2009r. James Cameron zrealizował film „Avatar”, który na zawsze zmienił kino. Przez pewien czas nie miał on sobie równych, aż do premiery dzieła Alfonsa Cuarona pt. „Grawitacja”. Cuaron posunął się jeszcze dalej i umiejscowił historię w kosmosie. W tym filmie nie znajdziecie międzyplanetarnych kosmicznych walk, ogromnych statków lub obcych. Przez godzinę i trzydzieści minut poznacie za to, co oznacza martwa cisza, ekstremalne wahania temperatury, stan nieważkości, samotność, pustka, mrok i znaczenie ludzkiego życia na tle ogromnej i niezbadanej przestrzeni kosmicznej.
Film rozpoczyna się 17-sto minutową sceną nakręconą jednym ujęciem, która już przeszła do historii kina, jako ta najdłuższa. Głównym bohaterem opowieści jest dr Ryan Stone (Sandra Bullock), która po raz pierwszy znajduje się w kosmosie. Towarzyszy jej weteran takich podróży, Matt Kowalsky (George Clooney). Podczas rutynowego kosmicznego wyjścia astronautów z pojazdu, wahadłowiec ulega zniszczeniu, a bohaterowie zostają zupełnie sami w przestrzeni kosmicznej, przywiązani do siebie jedynie liną. Ogłuszająca cisza mówi, że utracili wszelki kontakt z Ziemią… W tym momencie zaczyna się ich walka o życie.
„Mój Boże, co za widok” – mówi jedna z postaci, Matt Kowalsky. Jest to najlepsze podsumowanie filmu. „Grawitacja” to dzieło idealne pod względem technicznym. Już pierwsze widoki Ziemi, gwiazd oraz wielkiej, kosmicznej, czarnej pustki wbijają w fotel. Odczucia potęguje również efekt 3D, przez który można odnieść wrażenie, że całkowicie zagłębiamy się w ten niedostępny dla nas świat. Nie było dotąd filmu, który bardziej uzasadniałby użycie trójwymiaru, niż najnowsza produkcja Cuarona. Reżyser zaskakuje zastosowaniem nietypowych operatorskich chwytów, które jeszcze bardziej potęgują emocje: miesza punkty widzenia, robi nagłe zbliżenia i oddalenia. Pokazuje także wydarzenia dosłownie z oczu dr Stone, przez co można jeszcze bardziej zrozumieć co przeżywa bohaterka filmu i z jakimi trudnościami musi się zmagać. Na uwagę zasługuje również muzyka oraz w szczególności dźwięki, które zostały fantastycznie zestawione z całością – na przykład słysząc coraz płytszy oddech dr Stone można się domyślić, że zaraz skończy się jej tlen w kombinezonie.
Niestety sama fabuła „Grawitacji” nie zaskakuje i jest dość przewidywalna. To zdecydowanie najsłabszy element filmu. Zakończenie raczej powoduje ironiczny uśmiech pod nosem, przez co w pamięci pozostają tylko same efekty specjalne. Gra aktorska Sandry Bullock w obrazie nie zachwyca, a raczej drażni. Swojej bohaterce nadała zbyt patetyczny ton, co w efekcie sprawia, że jej wypowiedzi brzmią momentami komicznie. Jeżeli chodzi o George’a Clooneya to jego postać wzbudza bardziej pozytywne emocje przez dostrzegalny w niej optymizm, humor i pewność siebie.
Film „Grawitacja” to dzieło, które ogląda się wyłącznie dla niesamowitych efektów specjalnych. Oryginalność, ujęcia i klimat tego obrazu można chłonąć bez końca. To jedyne w swoim rodzaju kinowe przeżycie, tak realistyczne i piękne, że na długo po obejrzeniu pozostaje jeszcze w pamięci.