Rok 1984 był przełomowy w karierze Arnolda Schwarzeneggera. To wtedy Austriak wystąpił w kultowym „Terminatorze”, dzięki czemu stał się jedną z największych gwiazd kina akcji. Kilka miesięcy wcześniej widzowie mogli go zaś oglądać w kontynuacji „Conana Barbarzyńcy” – jednym z najlepiej pamiętanych filmów z udziałem gubernatora.
Królowa Taramis proponuje Conanowi osobliwy układ: w zamian za odnalezienie pewnego drogocennego rogu, obiecuje przywrócić do życia ukochaną wojownika, Valerię. Conan wraz z towarzyszami wyrusza na pełną niebezpieczeństw wyprawę, podczas której będzie musiał stawić czoła nie tylko ludziom, ale też siłom nadprzyrodzonym. Nie wie jednak, że Taramis nie ma względem niego uczciwych intencji…
W porównaniu z pierwszą częścią „Conan Niszczyciel” sprawia wrażenie produkcji bardziej komercyjnej, przystępnej, łatwiejszej w odbiorze. Akcja rozgrywa się w szybkim tempie, bohaterowie toczą kolejne boje, krok po kroku przybliżając się do wypełnienia misji. Uwagę fanów gier RPG zwróci zapewne drużyna Conana, w skład której wchodzi dwóch wojowników, mag, złodziej, specjalistka w wcale kijem oraz… księżniczka. Nie jest to bynajmniej sztuka dla sztuki, gdyż każda z postaci w pewnych momentach okazuje się niezbędna. Klimat fantasy jest więc jak najbardziej zachowany.
Na pochwałę zasługuje odtwórca roli tytułowej, który od czasów „Barbarzyńcy” nieco okrzepł aktorsko, a także znacznie poprawił umiejętność władania mieczem (sceny, w których Conan wywija stalą należą do najefektowniejszych). Ponadto widać, iż bohater znakomicie odnajduje się jako przywódca drużyny, posiada ku temu bowiem niezbędną charyzmę, co wywołuje u widza przekonanie, że taki wojownik jest w stanie podołać każdej, nawet najbardziej wymagającej próbie.
Zarówno jak pierwsza, tak i druga część przygód Conana wygląda dziś dość archaicznie od strony wizualnej (zwłaszcza monstra). Na szczęście ścieżka dźwiękowa ponownie stoi na wysokim poziomie (Basil Poledouris) i stanowi jeden z najmocniejszych atutów tej produkcji.
Gdy po raz pierwszy zetknąłem się z oboma filmami o Conanie (w wieku 9 lat) wyżej oceniałem „Niszczyciela”, który wówczas był dla mnie bardziej przystępny i efektowny niż „Barbarzyńca”. Po latach nieco lepiej odbieram jednak pierwszą część (poważniejszą, mroczniejszą), lecz wracać uwielbiam do obu.