„Gorejący krzew” to trzyczęściowy film wyreżyserowany przez Agnieszkę Holland dla stacji telewizyjnej HBO. Film, który warto obejrzeć nie tylko ze względu na nazwisko reżyserki, które znamy, bądź, które tylko gdzieś tam obiło się o uszy. To film, który trzeba obejrzeć ze względu na historię, o której opowiada.
W 1969 roku, a dokładnie 16 stycznia na placu Wacława w Pradze, Jan Palach oblewa swoje ciało benzyną, podpala się i zaczyna biec przed siebie. Staje się żywą pochodnią nr 1. Gdy trafia do szpitala okazuje się, że poparzeniu uległo 85% jego ciała. Po trzech dniach lekarze stwierdzają zgon studenta. W listach, które pozostawia po sobie Jan Palach pisze: „Ze względu na to, że nasze narody znalazły się w rozpaczliwej sytuacji i na granicy poddania się losowi, postanowiliśmy zaprotestować i obudzić sumienie narodu w następujący sposób. Nasza grupa składa się z ochotników, którzy zdecydowani są w imię wolności i demokracji CSRS spłonąć za sprawę. Miałem zaszczyt wylosować numer jeden, dlatego też mam prawo napisać pierwszy list i zostać pierwszą pochodnią. Oto nasze żądania: 1. natychmiastowe zniesienie cenzury, 2. zakaz kolportażu przygotowanych przez Sowietów dziennika Zpravy. (…) Uświadomcie sobie, że to wasi ukochani mogą zamienić się w pochodnie, i że ich życie jest w waszych rękach”.
„Gorejący krzew” to jednak nie historia samego Jana Palacha, lecz przede wszystkim adwokat Dagmary Buresovej (Tatiana Pauhofova), która reprezentuje w sądzie matkę Jana, broniącą pamięci syna. Jak mówi reżyser filmu-Agnieszka Holland-„film dowodzi, że losy jednostki i narodu są bardzo skomplikowane, i że często stajemy przed dramatycznymi wyborami”, przed takim właśnie wyborem staje główna bohaterka filmu. Agnieszka Holland dodaje, iż film ma dla niej bardzo osobiste znaczenie: „to były moje pierwsze dorosłe doświadczenia i być może najważniejsze, jeśli chodzi o politykę. Byłam świadkiem Praskiej Wiosny, społecznego zrywu i oporu podczas inwazji, pamiętam protesty Jana Palacha i Jana Zajica (..) odzew społeczny z jakim spotkała się ich śmierć, był bardzo różny (…), ludzie nagle zrozumieli, że nie są zdolni do tak drastycznych poświęceń i pogrążyli się w rezygnacji”.
„Gorejący krzew” to nie tylko obraz historii, to także wielki kunszt reżyserski wyrażający się w dbałości o szczegóły, jeśli chodzi o odwzorowanie codzienności w tamtych latach. To także nie narzucająca się, nie sugerująca oceny postaci i ich wyborów muzyka Jana Komasy. Polecam!