Na wstępie zaznaczę, iż Shane Meadows należy do grona moich ulubionych brytyjskich reżyserów młodego pokolenia. Głośno zrobiło się o nim za sprawą świetnego „To właśnie Anglia” (2006), nagrodzonego BAFTĄ za najlepszy film brytyjski, ale już wcześniejsze obrazy takie jak: „Buty nieboszczyka”, „A Room for Romeo Brass” czy „Okrągły tydzień” ukazały jak świetnym twórcą filmowym jest Meadows. Jego ostatnie dzieło „Somers Town” z założenia miało być krótkometrażówką, ale w efekcie powstał, trwający ponad 70 minut, obraz o samotności, zagubieniu i przyjaźni.
„Somers Town” to historia dwóch młodych chłopców. Tomo ucieka z domu w Nottingham, który wcale nie wpisał się w mit domu ciepłego i opiekuńczego. Można domyślać się, że raczej na Tomo w rodzinnym gnieździe czekała przemoc, strach i samotność. W Londynie młody Anglik, który wcześniej zostaje napadnięty przez kilku rzezimieszków, spotyka swojego rówieśnika Marka, polskiego emigranta, który codziennie po szkole włóczy się po mieście i robi zdjęcia, czekając na swojego ojca, który skończy pracę. Losy tych dwojga skrzyżują się w jednym z angielskich barów. Marek, delikatnie zmuszony przez Tomo, proponuje mu potajemne nocowanie w swoim domu. Między chłopcami nawiązuje się więź przyjaźni. Od tego momentu czarno-białe ulice Londynu przestaną już być dla nich częścią nudnej egzystencji, a zaczną być nowym, ciekawym etapem w ich życiu wypełnionym chłopięcą przyjaźnią, radością, alkoholem i zalotami do pięknej, młodej Francuzki.
Cieszy niezmiernie, że Shane Meadows pozostając wciąż wierny sobie, poszukuje nowych środków wyrazu. Dzięki temu jego filmografia z jednej strony jest bardzo spójna i posiada własny charakter, z drugiej zaś jest wyjątkowo zróżnicowana. Reżyser znów porusza temat chłopięcej (męskiej) przyjaźni, nie w pełni szczęśliwego dzieciństwa i bolesnego dojrzewania, braku obecności rodziców, a to wszystko umiejscawia na tle brytyjskich problemów społeczno-socjalnych. Tym razem ukazuje, jakże nam bliskie, życiowe problemy emigrantów na Wyspach. Brytyjski twórca przedstawia polskiego emigranta jako pracownika rzetelnego i efektywnego, znającego dobrze język angielski, jednak bardzo samotnego w mieście, które miało spełnić wszystkie jego marzenia. Emigrant według Meadowsa, chociaż pijący polską wódkę, polskie piwo, jedzący kiełbasę i mówiący o Mariuszu Pudzianowskim, jest figurą uniwersalną, ponieważ samotność na obczyźnie jest uniwersalnym uczuciem. Każdy jest tak samo wyobcowany, każdy tak samo tęskni za domem.
Reżyser pozostaje również wierny aktorom, precyzując, w tym wypadku aktorowi Thomasowi Turgoose. Niespełna osiemnastoletni aktor jest niewątpliwie największym odkryciem angielskiego twórcy. Chociaż rola Tomo nie jest może tak wymagająca, jak rola Shauna w „To właśnie Anglia”, gdzie zagrał niezwykle przejmująco i prawdziwie, to bez wątpienia trzeba przyznać, że Turgoose ma niesamowitą moc przykuwania uwagi i spojrzeń widzów. Poza tym jego kreacje aktorskie są wyraziste, charyzmatyczne i godne zapamiętania. Nie brakuje mu talentu na miarę jednej z najważniejszych aktorskich twarzy ruchu Young Angry Men - Toma Courtenay'a. Thomasowi Turgoose godnie partnerują Piotr Jagiełło (Marek), Ireneusz Czop (Mariusz, ojciec Marka), piękna Elisa Lasowski (Maria) oraz, kreujący niezwykle zabawną postać Grahama - Perry Benson, który notabene także wystąpił w poprzednim filmie Meadowsa.
W „Somers Town” można odnaleźć także inne charakterystyczne cechy twórczości angielskiego reżysera, takie jak specyficzne i subtelne poczucie humoru zgrabnie wplecione w fabułę, pracę kamery, łapiącą aktorów w ciągłym ruchu oraz doskonałą muzykę Gavina Clarka i Teda Barnesa, których to kompozycje mogliśmy słyszeć już w innych obrazach tego brytyjskiego reżysera i scenarzysty. „Somers Town” jest interesującym filmem. Spodoba się na pewno widzom, którzy preferują kameralne, wolno snujące się opowieści o zwyczajnym życiu. Zainteresuje też te osoby, które cenią sobie brytyjskie kino społeczne. Jednak jeśli ktoś spodziewa się obrazu energetycznego, pulsującego muzyką, barwą i życiem, podszytego dramatem życia i śmierci, miłości i nienawiści, tak jak „To właśnie Anglia”, to może zawieść się nowym filmem twórcy „A Room for Romeo Brass”. „Somers Town” jest bardzo kameralnym obrazem, a biało-czarne zdjęcia nadają mu wręcz charakter ascetyczny. Meadows mając prawie takie same elementy układanki jak w przypadku „To właśnie Anglia”, za sprawą innej historii i czarno-białych ujęć stworzył film w całkiem innym klimacie niż poprzedni. Jego najnowszy obraz nie zachwyca, ale też nie rozczarowuje. Jest to dobry film, ale w przypadku tego reżysera to dla mnie o wiele za mało.