Człowiek-Pająk to jedna z flagowych postaci ze stajni Marvela. Kilka lat temu na ekrany weszła ekranizacja jego przygód, a w rolę Spider-Mana wcielił się Tobey Maguire. Osobiście nie pochwalałam tego wyboru, gdyż zarówno postać, jak i aktor, nie oddawali w pełni cech komiksowego, czy też kreskówkowego bohatera. Trzy części filmowych przygód Spider-Mana w reżyserii Sama Raimiego nie należą do moich ulubionych ekranizacji obrazkowych opowieści, głównie z powodu obsady, która kompletnie rozminęła się z moimi oczekiwaniami. Kiedy w 2012 roku na ekranach kin zawitała nowa odsłona opowiadająca o perypetiach młodego Człowieka-Pająka, moje podejście do filmowych wersji Spider-Mana uległo drastycznej zmianie. A wszystko dzięki obsadzeniu w tytułowej roli aktora, który tchnął w ludzkiego pajęczaka życie. „Niesamowity Spider-Man” okazał się bardzo dobrą produkcją, która wyrwała z marazmu tę komiksową postać. Kilka dni temu na ekranach polskich kin pojawiła się druga część serii autorstwa Marca Webba. Czy dorównała jedynce?
Peter Parker nie może zapomnieć o przeszłości – a dokładniej o tym, co obiecał ojcu Gwen. Do tego dochodzą problemy z wybaczeniem własnemu rodzicielowi opuszczenia go. Peter przeżywa ciężkie chwile, co rzutuje na jego związek ze Stacy. Jednak poważne problemy dopiero przed nim. Na skutek nieszczęśliwego wypadku, jeden z pracowników Oscorp zostaje porażony prądem i wpada do wielkiego zbiornika pełnego węgorzy. Na skutek zmian, jakie zachodzą w jego ciele, staje się potworem, którego głównym źródłem energii jest prąd. Spider-Man musi go powstrzymać, jednak nie będzie to łatwym zadaniem, gdyż przeciwnik okazuje się niezwykle silny i sprytny. Na dodatek do miasta po wieloletniej obecności wraca przyjaciel Petera, Harry. Jego powrót to początek wielkich zmian w życiu protagonisty.
Wiele osób, w tym również ja, obawiało się, że zabieg zastosowany przez Marca Webba – wprowadzenia dwóch, a nawet trzech, antagonistów – doprowadzi do tego, że film okaże się przeładowany, niedopracowany, a czarne charaktery staną się postaciami bez wyrazu. Jednym słowem, dzieło Webba spotka ten sam los, co trzecią część „Spider-Mana” w reżyserii Sama Raimiego. Na szczęście obawy okazały się przedwczesne. Wprawdzie druga odsłona „Niesamowitego Spider-Mana” nie jest tak dobra jak pierwsza, jednak w ogólnym rozrachunku to porządna produkcja. Reżyser zadbał o to, by Człowiek-Pająk posiadał duszę swojej komiksowej wersji – poczucie humoru, beztroska czy umiłowanie nauki, która staje się kluczowym składnikiem produkcji. Pod tym względem Webb stoi wyżej niż Raimi.
Czarne charaktery wypadły naprawdę przekonywająco. Jamie Foxx jako Electro czy Dane DeHaan jako Harry Osborn. Ten pierwszy okazuje się prawdziwym wyzwaniem dla Spider-Mana, to nie antagonista, którego pokona się jednym kopnięciem z półobrotu, tylko silna osobowość pragnąca zostać dostrzeżoną. Ciekawy okazuje się sam motyw przemiany Maxa Dillona w Electro. Człowiek cień, którego każdy w pracy wykorzystuje, by wykonywał najgorszą pracę. Spider-Man jest jego idolem, ponieważ kiedyś uratował mu życie i dostrzegł go. Kompleks człowieka-widmo odgrywa w filmie wielką rolę, to przez niego Dillon z wielkiego miłośnika Człowieka-Pająka staje się jego zagorzałym przeciwnikiem. Oczywiście liczy się również sam fakt porażenia sporą dawką elektryczności.
A Dane jako Harry? Cóż, nie będę ukrywała, że nie do końca zgadzałam się z obsadzeniem go w tej roli. Jedno jest jednak pewne – okazał się on lepszym Osbornem niż James Franco, który, nie oszukujmy się, miał tylko ładnie wyglądać. Natomiast wersja Webba ma charakter, widać jak zmienia się z chłopaczka w niebezpiecznego mężczyznę.
Retrospekcje zastosowane w filmie powodują, że czytelnik przypomina sobie wydarzenia z pierwszej części oraz dowiaduje się, co tak naprawdę stało się z rodzicami Petera. Sam motyw relacji ojciec/syn (czy to w przypadku Parkerów, czy Osbornów) został w filmie bardzo mocno zarysowany. Zarówno Harry, jak i Peter obwiniają swoich rodzicieli o zniszczenie im dzieciństwa. Z biegiem wydarzeń, dowiadują się, dlaczego ich najbliżsi podjęli takie, a nie inne decyzje.
Druga odsłona „Niesamowitego Spider-Mana” to, jak mówi sam tytuł, niesamowity film naładowany sporą dawką emocji. Wprawdzie za mocno skoncentrowano się na relacjach Petera i Gwen, jednak rozumiem, dlaczego poświęcono temu tak dużo czasu. Najnowsze dzieło Webba to dobra produkcja, która spodoba się miłośnikom dzieł Marvela oraz fanom pierwszej części nowego cyku. Mnóstwo efektów specjalnych, rozterek bohatera oraz podwójna, nawet potrójna, dawka śmiertelnych wrogów. Dla czegoś takiego warto wybrać się do kina.