Kolejny dzień w Stumilowym Lesie (proszę nie dać się przekonać polskiemu tłumaczeniu, że w Stuwiekowym). Kubuś jak zwykle budzi się z burczącym brzuszkiem, który rozpaczliwie woła choć o krztę miodu. A że apetyt dopisywał Puchatkowi także w inne dni, słodkiego smakołyku nie znajdzie w swojej chatce. Będzie, więc musiał udać się na poszukiwania swojego pokarmu dla ciała i duszy. W tych obsesyjnych poszukiwaniach jednakże nie zapomni o swoich przyjaciołach. Ktoś przecież będzie musiał pomóc Kłapouchemu w odnalezieniu ogona i uratowaniu Krzysia z rąk potwora zwanego Bendezar.
Miś o „bardzo małym rozumku” i bardzo dużym apetycie oraz jego przyjaciele ze Stumilowego Lasu wrócili. Choć minęło sporo czasu od ich debiutu filmowego i jeszcze więcej od literackiego to powrócili niezmienieni i w bardzo dobrej formie. Nie jest to zasługa miodu, choć ma on działanie lecznicze i pielęgnacyjne, a Disneya, który ma prawa wydawnicze do książek o Kubusiu. Na szczęście amerykańska wytwórnia odeszła od podrasowanej komputerowo, zmienionej fabularnie (okropnej) telewizyjnej koncepcji bajki, która pozbawiona została w pełni ducha historii Milne'a i postawiła w wersji kinowej na tradycyjną formę i treść (fabuła opiera się na trzech opowiadaniach A. A. Milne'a).
„Kubuś” i przyjaciele” wraca do literackich korzeni. Podkreśla to staroświecka, stonowana animacja. Seans „Kubusia i przyjaciół” bardziej przypomina godzinne przewracanie ożywionych stron książki niż współczesne dynamiczne, buchające feriami barw bajki. Mieszkańcy Stumilowego Lasu skaczą pomiędzy stronami, przeciskają się przez słowa, które przecież kreują ich świat, a pojedyncze litery służą im przykładowo jako drabina. Wszystko to ma swój nieskrywany urok. Uroku nie można też odmówić samej historii, a także bohaterom. Wszystko jest niewinne, dziecięco naiwne. Świat Stumilowego Lasu to piękny świat, oparty na dziecięcej percepcji rzeczywistości zakorzenionej w nieograniczonej wyobraźni. Prosty, nieskomplikowany, szczery, przyjazny. Ten świat na pewno spodoba się najmłodszym milusińskim. Starsze dzieci mogą się w trakcie seansu nudzić tą niedzisiejszą animacją. Za to usatysfakcjonowani powinni być dorośli widzowie, którzy wychowali się wraz z Kubusiem, Prosiątkiem, Kłapouchym, Tygryskiem i innymi mieszkańcami Stumilowego Lasu. I choć teraz wiemy już, że wszyscy oni cierpią na zaburzenia psychiczne, a Miś o „bardzo małym rozumku” tak naprawdę jest wielkim filozofem, to wspaniale przypomnieć sobie, że świat (dzieciństwa) był kiedyś tak prosty, urokliwy i co najważniejsze miał smak miodu.