logowanie   |   rejestracja
 
Beetlejuice Beetlejuice (2024)
Beetlejuice Beetlejuice (2024)
Reżyseria: Tim Burton
Scenariusz: Michael McDowell, Larry Wilson
 
Obsada: Michael Keaton
Winona Ryder
Catherine O'Hara
Jenna Ortega
Justin Theroux
 
Premiera: 2024-09-06 (Polska), 2024-08-28 (Świat)
   
Filmometr:
Odradzam 50% Polecam
Ocena filmu:
oczekuje na 5 głosów
Twoja ocena:
 
Recenzja:
 
Żuk w sosie własnym o smaku nostalgii [recenzja Blu-ray]

Chyba nikomu w najśmielszych snach (lub koszmarach) nie przyszło do głowy, że Tim Burton zdecyduje się na stworzenie kontynuacji kultowego już filmu z 1988 roku z Geeną Davis i Alekiem Baldwinem w rolach głównych, którzy jako duchy nie mogą opuścić swojego domu i wzywają na pomoc bioegzorcystę z zaświatów, tytułowego Beetlejuice’a, by wypędził z ich posiadłości nową rodzinę. Amerykański reżyser, który zaczynał swoją karierę jako animator w studiu Myszki Miki, a jego ostatni wielkoekranowy projekt to remake klasycznej animacji właśnie Disneya pt. „Dumbo” sprzed pięciu lat również nie zamierzał wracać do tego świata, sam nie będąc zbyt wielkim fanem filmowych kontynuacji – niech poświadczy o tym fakt, że w jego portfolio znajduje się tylko jeden sequel („Powrót Batmana” z 1992 roku) i pomimo ogromnego sukcesu kasowego „Alicji w Krainie Czarów” z 2010 roku nie zdecydował się sześć lat później na powrót (i słusznie!) do reżyserskich obowiązków drugiej odsłony przygód bohaterki stworzonej oryginalnie przez Lewisa Carrolla. Od czasu latającego słonia jedynym projektem reżysera, jaki mieliśmy okazję dostać, był serial Netflixa „Wednesday”, który dość nieoczekiwanie stał się popkulturowym hitem, a sam Burton przyznał w okolicach premiery, że przyczyną tak długiej przerwy od reżyserowania był spadek jego zainteresowania przemysłem filmowym. W obliczu globalnego sukcesu o przygodach najmłodszej latorośli z rodziny Addamsów wirus „sequelozy”, który w świecie X muzy od pewnego czasu przenosi z jednej franczyzy na drugą w końcu zapukał też do drzwi twórcy „Edwarda nożycorękiego” co początkowo wywołało panikę wśród wiernych fanów i obawę o jakość kontynuacji. Oryginalność „Soku z żuka” polegała m.in. na tym, że zrealizowana za zaledwie piętnaście milionów dolarów produkcja odwracała klasyczny schemat opowieści o nawiedzonym domu i wprowadzała widzów niemalże w sesję terapeutyczną, która osłabiała lęk przed Kostuchą i oswajała ze zjawiskiem śmierci poprzez jej wyszydzenie. Michael Keaton, który pierwotnie nie palił się do powrotu w zaświaty do roli Żukosoczka dziś otwarcie mówi, że chętnie wszedłby w buty tej postaci po raz trzeci – czy to zasługa magii burtonowskiego kina, czy raczej przekleństwo portretowania tak kultowej postaci, od której nie można się w pełni uwolnić niczym Lydia od Beetlejuice’a?

Od czasu wydarzeń sprzed pierwszej części mija ponad trzydzieści lat – spotykamy ponownie Lydię Deetz, która w ciągu trzech dekad zdążyła zostać żoną, matką i w końcu wdową. Niegdyś buntownicza nastolatka i outsiderka dziś sama musi sprostać macierzyńskim obowiązkom, a relacje na linii matka-córka nie są łatwe – nastoletnia Astrid nie radzi sobie po śmierci ojca i ma za złe rodzicielce, że ta nie ma dla niej czasu i woli realizować się jako medium w programie telewizyjnym o nawiedzonych domach tworzonym razem ze swoim nowym chłopakiem Rory’m. Lydia od zawsze potrafiła kontaktować się z duchami, ale po latach te nadprzyrodzone umiejętności zaczynają załamywać kobietę – na dodatek bohaterkę prześladuje widmo dobrze jej znanego bioegzorcysty z piekła rodem, jednak wizje te zachowuje dla siebie zagłuszając je lekami psychotropowymi. Gdy niespodziewanie ginie Charles Deetz, trzy pokolenia kobiet zjeżdżają się na pogrzeb członka rodziny do domu w Winter River, gdzie na strychu wciąż znajduje się stara makieta miasteczka, będąca równocześnie portalem do zaświatów. Chociaż Astrid jest nastolatką twardo stąpającą po ziemi i nie wierzy w duchy ani tym bardziej w nadnaturalne zdolności matki, to chciałaby raz jeszcze porozmawiać ze zmarłym ojcem – gdy w halloweenową noc poznaje chłopaka z sąsiedztwa okazuje się, że jej marzenie może stać się rzeczywistością. Wyprawa do dawnego miejsca zamieszkania nie będzie jednak tylko nostalgiczną podróżą, gdyż na Lydię wciąż czeka Beetlejuice, który nie może przeboleć, że dziewczyna uciekła mu sprzed ołtarza – gdy wrota do zaświatów otworzą się, rodzinne spotkanie przemieni się w koszmar na jawie również dla samego Żukosoczka, ponieważ jego śladem rusza żądna krwi eksżona Dolores...


Powołanie do filmowego życia sequela jednej z najzabawniejszych produkcji końca lat 80. ubiegłego wieku (w 2008 roku Amerykański Instytut Filmowy z okazji stulecia swojego istnienia umieścił w końcu „Sok z żuka” na 88. miejscu listy najlepszych komedii wszechczasów) nie było wcale tak proste i oczywiste jak przywrócenie z zaświatów tytułowego Beetlejuice’a – przed laty czarna komedia Tima Burtona o życiu na tamtym świecie i interakcjach ludzi z duchami była wzorcowym przykładem rozrywki minionych dekad, rozkręcając na dobre hollywoodzkie kariery Michaela Keatona oraz Winony Ryder i wiadomo było od samego początku, że nie da się osiągnąć podobnej świeżości. Ba! Sam filmowiec podczas oficjalnej premiery w Wenecji musiał nawet przekonywać wszystkich, że jego druga w reżyserskiej karierze kontynuacja nie jest żadnym skokiem na kasę i podjął się stworzenia sequela tak późno, ponieważ nie doświadczył jeszcze wszystkich wzlotów i upadków we własnym życiu – dopiero kiedy został ojcem i dojrzał, zaczął zastanawiać się nad tym, jak mógłby wyglądać scenariusz do kolejnej części serii przedstawiającej dalsze losy Lydii Deetz, z której postacią utożsamiał się od czasu stworzenia pierwszego filmu: „To była bohaterka, którą rozumiałem i bardzo mocno czułem. Nowy film stał się dla mnie bardzo osobisty dzięki postaci Lydii. Co się z nią stało? Jaka jest Twoja droga od dziwacznego nastolatka w stylu gotyckim do tego, co przydarza się 35 lat później? Czasami, kiedy się starzejesz, trochę się zatracasz. W dużym stopniu tak się czułem i dalej się czuję. Idziesz pewną ścieżką – w moim przypadku, zacząłem kręcić filmy, robię kilka dobrych, trochę złych, wyruszam w podróż. Więc te wszystkie towarzyszące mi uczucia sprawiły, że była to dla mnie ważna i osobista sprawa. Jesteś w relacjach, które Cię zmieniają, masz dzieci, które Cię zmieniają. Po tylu latach to stało się powodem, aby to zrobić. Utożsamiałem się z Lydią wtedy i identyfikuję się z nią teraz”. Nie da się ukryć, że to jedno z najważniejszych dzieł absolwenta prestiżowej California Institute of the Arts pozwoliło Burtonowi wyrobić sobie własną markę już na początku zawodowej kariery po zakończonej pracy animatora w studiu Myszki Miki – teraz gdy wieloletnia komitywa z Disneyem należy już do przeszłości, Tim za sprawą „Soku z żuka 2” stara się odkupić grzechy tych ostatnich lat na wielkim ekranie i (co zadziwiające w erze sequelozy) uzyskuje rozgrzeszenie swoich fanów i to bez pokuty.

Wiemy zatem jakie motywacje towarzyszyły zdobywcy nominacji do Oscara dla stworzonej metodą poklatkową „Gnijącej panny młodej” z 2005 roku za najlepszą pełnometrażową animację, ale czy fani kultowego reżysera również potrzebowali tego powrotu? Kontynuacje i prequele, które stanowią dziś istną plagę w Hollywood potrafią także pozytywnie zaskoczyć widzów: dwa lata temu Tom Cruise świętował sukces „Top Gun: Maverick”, który stał się najlepiej zarabiającą produkcją w jego karierze, z kolei „Avatar: Istota wody” stoi dziś na trzecim miejscu na podium najbardziej dochodowych widowisk w historii kina, a tegoroczne sequele „W głowie się nie mieści” i „Deadpoola” nie tylko zebrały miliony dolarów z kin na całym świecie, ale i pozytywne reakcje od samych kinomaniaków. Jeśli więc popatrzymy na przychody „Beetlejuice Beetlejuice” możemy dojść do wniosku, że miłośnicy światów wykreowanych przez Burtona wyczekiwali tej rewizyty – zapewne dużą rolę odgrywa tu scenariusz Alfreda Gougha i Milesa Millera, który choć technicznie i narracyjnie nie odbiega za mocno od pierwowzoru, to dość zgrabnie łączy wszystkie wątki, jednocześnie zachowując ducha oryginału i zapewniając przy tym liczne zwroty akcji. Widać, że twórcy chcą się bawić materiałem i dziedzictwem filmu, a w Burtonie nadal tkwi zamiłowanie do gotyckich horrorów, ekspresjonizmu i kiczu przy minimalnym użyciu CGI na rzecz praktycznych efektów. Tim to prawdziwy magik kina, który potrafi zaczarować widza niepowtarzalnym klimatem swoich dzieł i w fenomenalny sposób uzewnętrznić swoje fantazje okraszone nierzadko czarnym humorem – i choć operuje dobrze znanymi nam sztuczkami, to jesteśmy mu to w stanie wybaczyć, gdyż zapewnia nam tę samą jakościowo rozrywkę, co przed laty.


Wielką gwiazdą filmu jest oczywiście niepodrabialny Michael Keaton, który dzięki specyficznej charakteryzacji wygląda jakby nie postarzał się ani o jeden dzień od czasu swojego debiutu jako Beetlejuice ponad trzy dekady temu – widać, że powrót do ikonicznego bohatera bez wątpienia sprawił mu wiele radości, choć początkowo słynny aktor zarzekał się, że już więcej nie ujrzymy go w kultowej roli bioegzorcysty z zaświatów. Zdobywca Oscara za rolę w komediodramacie „Birdman” Alejandra Gonzáleza Iñárritu z niezwykłą dla siebie lekkością zakłada ponownie garnitur w biało-czarne prążki brawurowo odgrywając dokładnie tego samego protagonistę sprzed trzydziestu sześciu lat i sypiąc kolejnymi niewybrednymi żartami niczym z rękawa, choć odtwórca Batmana jednocześnie nie ukrywa, że powrót do roli Beetlejuice’a był ryzykownym ruchem i wiązał się z ogromną presją. Jak sam przyznaje praca nad rozwojem postaci była dla niego prawdziwą wolnością: „Jestem na 99% pewny, że nie nagrywaliśmy pomysłów, żeby je potem obejrzeć. Tim zaczynał zdjęcia wcześniej. Nakręcił niektóre sceny z innymi wykonawcami, zrobił efekty, a kiedy wychodziłem ze swojej przyczepy, wyglądając tak, jak wyglądałem, to albo miało to zdać egzamin, albo nie”. Do swoich ról powracają też Winona Ryder, która fizycznie bardzo niewiele zmieniła się przez te wszystkie lata, choć jej dorosła wersja Lydii przypomina bardziej bohaterkę ze „Stranger Things”, niż buntowniczą gotkę Deetz i Catherine O’Hara odtwarzającą z wielką gracją rolę Delii – dziś już babci i nestorki rodu, ale ciągle ekscentrycznej artystki, która z niekłamaną przyjemnością patrzy na problemy pasierbicy z jej własną córką, wbijając jej nieustannie ironiczne szpile. Aż dziw bierze, że komediowy talent „mamy Kevina” nie został nigdy dostrzeżony przez Amerykańską Akademię i nie zaowocował ani jedną nominacją do Oscara. Oprócz znanych z oryginału twarzy w kontynuacji zobaczymy zupełnie nowe postacie i nazwiska z Willemem Defoe, Justinem Theroux i Monicą Bellucci na czele – szkoda jednak, że ich ekranowe inkarnacje pozostawiają spory niedosyt, szczególnie potraktowany bardzo pobieżnie wątek Dolores, której bohaterka po mocnym wprowadzeniu zdaje się z czasem tracić na znaczeniu. Czyżby Bellucci miała zatem jedynie kontynuować popularny u Burtona trend obsadzania obecnych dziewczyn w kolejnych produkcjach słynnego reżysera?

„Beetlejuice Beetlejuice” nie byłby pełnoprawnym filmem Tima Burtona, gdyby nie udział wieloletniego przyjaciela reżysera i jednocześnie częstego współpracownika Danny’ego Elfmana. Amerykański kompozytor, który w zeszłym roku przekroczył siedemdziesiątkę, nie krył swojej ekscytacji powrotem do świata burtonowskiej fantazji. W wywiadzie z magazynem GQ wyznał: „Byłem zasmucony, gdy prace przy Soku z żuka i Edwardzie nożycorękim dobiegły końca, gdyż miałem wiele interesujących pomysłów na stworzenie kolejnych muzycznych tematów – teraz po ponad trzech dekadach dostałem szansę, by zrealizować dawne idee”. Soundtracki Elfmana nierzadko urastają do miana osobnego bohatera filmów Burtona grając tak ważną rolę, że Warner w przeszłości na wydaniach fizycznych DVD swoich produkcji umieszczał osobną ścieżkę dźwiękową z samym score’m, by widzowie mogli docenić nie tylko jego wagę, ale i piękno. Już pierwsze sekundy klimatycznego „Main Title Theme” z kontynuacji „Soku z żuka” przywodzą na myśl ciepłe wspomnienia i wrzucają nas z impetem do filmowej rzeczywistości, powołując do życia kultowy motyw sprzed lat i zarazem cofając nas do początków kariery Burtona. W „Beetlejuice Beetlejuice” nie brakuje muzycznych odniesień do oryginału z 1988 roku także w postaci piosenek – wystarczy wspomnieć pomysłowe wykorzystanie utworu „Day-O” Harry’ego Belafonte związanego nierozerwalnie z „jedynką”, którego nie mogło zabraknąć w drugim filmie: w oryginale towarzyszył komicznej scenie tańca podczas kolacji w domu Deetzów, w kontynuacji jest muzyczną oprawą pogrzebu Charlesa w wykonaniu chłopięcego chóru. I chociaż Elfman postanawia uderzyć (i to dosłownie) w te nostalgiczne nuty za sprawą score’u, trzeba przyznać, że robi to nie tylko kreatywnie, ale i nastrojowo.


WYDANIE BLU-RAY

„Beetlejuice Beetlejuice” debiutuje na nośnikach fizycznych w Polsce w grudniu trzy miesiące po kinowej premierze w jakże odpowiedniej dacie – piątek, 13-ego na wszystkich możliwych formatach, w tym 4K UHD w kolekcjonerskim steelbooku. Obraz na płycie zapisano w aspekcie 1.85:1 wypełniającym cały ekran telewizora i jego prezentacja w wysokiej jakości to czysta przyjemność – filmy Tima Burtona charakteryzują się specyficznym kontrastem pomiędzy kolorem, a mrokiem i nie inaczej jest w przypadku kultowej kontynuacji: sceny w plenerze i za dnia wykorzystują naturalne oświetlenie, by ukazać żywe barwy oraz detale prawdziwego tła, natomiast sekwencje rozgrywające się nocą, w pomieszczeniach lub zaświatach odznaczają się specyficzną dla burtonowskiej twórczości kolorystką i grą cieni, jednak z widoczną dla oka szczegółowością zarówno tekstury garderoby, czy wymyślnej charakteryzacji aktorów. Oryginalna ścieżka dźwiękowa została zapisana w formacie Dolby Atmos, natomiast polski dubbing otrzymujemy standardowo jako Dolby Digital 5.1 – i chociaż fani Danny’ego Elfmana nie otrzymują tym razem wyizolowanej ścieżki audio, to score etatowego kompozytora Burtona wyraźnie wybrzmiewa już od początkowego intro zasysając słuchacza w muzyczny świat fantazji i przywołując kultowe motywy co jakiś czas. Znakomicie zbalansowany mix dźwięku świetnie sprawdza się także w naszej rodzimej wersji z plejadą gwiazd w obsadzie – głosem Keatona w polskiej ścieżce przemówił Paweł Wawrzecki, trzy pokolenia pań Deetz tworzą Elżbieta Kijowska-Rozen (Delia), Lidia Sadowa (Lydia) i Alicja Wieniawa-Narkiewicz (Astrid), Rory’ego dubbinguje Maciej Maciejewski, w ukochaną Beetlejuice’a wcieliła się Agnieszka Kunikowska, a pod postać woźnego swój głos podłożył Cezary Kwieciński.

Na błękitnym dysku oprócz filmu umieszczono pokaźny i wyczerpujących zestaw materiałów bonusowych o łącznym czasie trwania ponad 75 minut – i to wszystko bez komentarza reżysera! „Audio Commentary”, który towarzyszy temu wydaniu dotyka wielu interesujących dla fana twórczości Burtona tematów: od oryginalnej produkcji z lat 80. ubiegłego wieku, powrocie głównej obsady aktorskiej i ekipy produkcyjnej, miłości Tima do włoskich horrorów należących do klasyki kina, aż po nowe pomysły w filmowej kontynuacji. Głównym wizualnym dodatkiem z całej sekcji jest „The Juice is Loose: The Making of Beetlejuice Beetlejuice” (27:37), który stanowi satysfakcjonujące zakulisowe spojrzenie na proces powstawiania ostatniego dokonania Tima Burtona, wykorzystujące klipy z pierwszego filmu i wywiady z Michaelem Keatonem, Winoną Ryder, czy Catherine O’Harą. „The Ghost with the Most: Beetlejuice Returns” (8:34) to osobny materiał skupiający się na tytułowym bioegzorcyście z zaświatów w którym sam odtwórca głównej roli opowiada o swoim związku z charakterystycznym protagonistą, natomiast „Meet The Deetz” (6:52) opisuje trzy pokolenia kobiet, które spotykają się po latach na planie sequela. Najkrótsze i dość nieoczekiwane wideo „Shrinkers, Shrinkers Everywhere!” (6:26) zagłębia się w stworzenie postaci o nieproporcjonalnie małej głowie i rozbudowaniu tej „rasy” w najnowszej odsłonie serii. Być może najciekawszym bonusem jest „An Animated Afterlife: The Stop-Motion Art. Of Beetlejuice Beetlejuice” (9:14) tłumaczący zasady powstawania animacji poklatkowej w kilku sekwencjach, m.in. w scenie lotniczej katastrofy z początku filmu i podglądający artystów przy ich monotonnej pracy. Na sam koniec Danny DeVito jako jeden z przedstawicieli pozagrobowego życia opowiada o wizualnym aspekcie filmowych zaświatów w „The Handbook for the Recently Deceased” (12:07), a o tym jak nakręcono kuriozalną scenę weselnego tańca Lydii i Żukosoczka w rytmie „MacArthur Park” Richarda Harrisa dowiemy się z „’Til Death Do Us Park: Beetlejuice and Lydia’s First Dance” (7:54). Statyczne menu główne dostępne jest w języku angielskim.


PODSUMOWANIE

Tim Burton nigdy nie był twórcą dla każdego – jego oryginalne, często nieszablonowe pomysły mające swoje źródła w bujnej chłopięcej wyobraźni przyszłego reżysera „Edwarda nożycorękiego” i zazwyczaj ocierające się o groteskę i kicz finalne projekty postaci i świata przedstawionego nie pozostawiały żadnego kinomaniaka obojętnym wobec charakterystycznej twórczości tego ekstrawaganckiego filmowca, który w początkach swojej kariery starał wymykać się sztywnym zasadom dyktowanym przez hollywoodzkich producentów z Miasta Aniołów proponując odtrutkę na ówczesne kino rozrywkowe. Takim filmem był pierwszy „Sok z żuka” z 1988 roku z Geeną Davis i Alekiem Baldwinem w rolach głównych – istna tragikomedia i mieszanka wybuchowa, w której niczym w kotle czarownicy w oczekiwaniu na eliksir doskonały mieszały się najlepsze elementy horrorów Edgara Allana Poe z okrucieństwem Hannibala Lectera, zaprawionych praktycznymi efektami i solidną dawką czarnego humoru polanych na koniec sokiem z żuka w postaci tytułowego Beetlejuice’a, który w osobie brawurowego Michaela Keatona skutecznie przyciągał uwagę widza, w którym kotłowały się sprzeczne emocje i odczucia. Po ponad trzydziestu latach Tim Burton postanowił ponownie odwiedzić sielankową okolicę Winter River (a przy okazji i jej zaświaty), powracając tym samym do korzeni swojej filmowej kariery i przekonując swoich fanów, że pomimo upływu lat dalej jest sprawnym rzemieślnikiem w swoim zawodzie – znane z „Alicji w Krainie Czarów” i „Dumbo” generowane komputerowo plany zastępują prawdziwe przestrzenie i praktyczne rekwizyty, których scenografia często nawiązuje nie tylko do oryginalnego filmu, ale i niemieckiego ekspresjonizmu X muzy wyraźnie zaznaczonego w twórczości autora „Miasteczka Halloween”: operowanie światłocieniem, czysto urojeniowa scenografia, użycie ujęć z niskiego kąta, czy mroczne postacie to tylko kilka z niektórych elementów tego nurtu, które inspirowały Burtona na drodze jego artystycznej kariery i możemy je dostrzec także w najnowszej produkcji. „Beetlejuice Beetlejuice” podobnie jak swój poprzednik, choć już nie tak soczyście, ocieka humorem, grozą i burtonowską magią – i chociaż po ponad trzech dekadach sok przybrał konsystencję zastygłego sosu, to ciągle rozpoznajemy w nim smaki dzieciństwa sprzed lat. Sądząc po wynikach box office’u sequela wygłodniali filmożercy karmiący się od lat twórczością kultowego reżysera wyczekiwali tej uczty, niczym sutej, wigilijnej wieczerzy, którą popiją później o północy trunkiem na dobre trawienie. Zapewne sokiem wiadomego pochodzenia.

Recenzja powstała dzięki współpracy z Galapagos – dystrybutorem filmu na Blu-ray.

Beetlejuice Beetlejuice (Blu-ray)
autor:
CaptainNemo
ocena autora:
dodano:
2024-12-20
Dodatkowe informacje:
 
O filmie
Pełna obsada i ekipa
Wiadomości [0]
Recenzje
  redakcyjne [2]  
  internautów [0]  
dodaj recenzję
 
Plakaty [1]
Zdjęcia [3]
Video [1]
 
DVD
 
dodaj do ulubionych
 
Redakcja strony
  Radosław Sztaba
dodaj/edytuj treść
ostatnia modyfikacja: 2024-11-03
[odsłon: 33591]
Zauważyłeś błędy na stronie?
Napisz do redakcji.
 

Kinomania.org
 

kontakt   |   redakcja   |   reklama   |   regulamin   |   polityka prywatności

Copyright © 2007 - 2012 Filmosfera