Jeden wieczór, dwóch mężczyzn w drodze i auto wypełniające się ich „kobiecymi” frustracjami. Ci, którzy widzieli trailer filmu pewnie spodziewali się podanej w zabawny sposób prawdy o kobietach. Jednak po seansie okazuje się, że przez 90 minut filmu Koterski serwuje nam przede wszystkim smutną, gorzką i niestety momentami dość nudną prawdę o mężczyznach.
Dwóch „prawdziwych” facetów i ich niekończące się narzekania na kobiety: że za dużo gadają, że ziewają, że nie słuchają, że nie pozwalają, że za seksowne, wyzywające, wymagające, że irytujące, że bijące, że… „za” wszystko. Mnóstwo narzekania, gadania i zrzędzenia – tym razem męskiego. Miałam czasem wrażenie, że irytacja bohaterów rośnie w takim tempie, że ich język sam za nią nie nadąża: plączą się słowa, przestawiają szyki, gubią końcówki i całe wyrazy. Im więcej w ich wypowiedziach szewskiej i antybabskiej pasji, tym mniej poprawności językowej, a czasem już jakiejkolwiek. Jednocześnie w miarę odsłaniania kolejnych „prawd” o kobietach rośnie frustracja i irytacja „prawdziwych” mężczyzn. Przy konfrontacji z tytułowymi babami okazuje się jednak, że nie wykracza ona poza poziom werbalny – nie są w stanie babom się postawić, ani oprzeć. Mogą na nie narzekać, ale ostatecznie i tak im ulegają i dla świętego spokoju dopasowują do wszystkich babskich inności, które tak ich doprowadzają do szewskiej pasji.
Wszystko zatem sprowadza się tylko do bezowocnego gadania. Co w tym męskiego? Prawdy o kobietach, którymi przerzucają się faceci Koterskiego, nie wykraczają poza utarte frazesy i stereotypy dotyczące typowo kobiecej natury w stylu - pusta głowa, za to przepełniona torebka. Wypowiadają tylko to, co siedzi pewnie w głowie każdego „prawdziwego” faceta. Bo tak naprawdę to o nich, a nie o kobietach, możemy się dowiedzieć z tego filmu najwięcej: o ich problemach, frustracjach, emocjach i uprzedzeniach. Okazuje się, że często sami przejawiają skłonności, które tak ich irytują w babach: gadatliwość, zrzędliwość, czy ciągłe narzekanie połączone z brakiem działania. Ich frustracja nie wynika z tego, że „baby są jakieś inne” i nie da się ich zrozumieć, ale z tego, że sami nie potrafią spełnić ich, coraz większych oczekiwań i stanąć na wysokości zadania przez co cierpi ich poczucie męskości i czują się przytłoczeni otaczającą ich drapieżną kobiecością: wymagającą i pewną siebie, zagarniającą coraz większą część typowo „męskich obszarów” - w tym nawet toalety. Jedyne co im pozostaje to nudne narzekanie w swoim własnym, męskim gronie.
Nawet jeśli „Baby są jakieś inne”, to największy z tym problem mają tylko „prawdziwi” faceci. I w większości to oni pewnie będą najgłośniej rechotać na tym filmie, nieświadomi, że tak naprawdę Koterski gorzko śmieje się z nich, a nie bab.
|