Okazuje się, że smoki to całkiem wdzięczne kreatury. Z natury bardzo przekorne i niezbyt posłuszne, świetnie radzą sobie na szklanym ekranie. Z ich potencjału pełnymi garściami korzysta Dean Leblois, który w „Jak wytresować smoka 2” po raz kolejny udowadnia, że dobre fantasy bez tych kreatur jest jak tort bez czarniutkiej wisienki na jego szczycie.
Upłynęło 5 lat od premiery pierwszej części serii. Graficznie dzieło studia DreamWorks wstąpiło na kolejny poziom wizualnej uciechy. Oprócz ulepszeń technicznych, również fabuła filmu nadal pędzi, nie oszczędzając zarazem głównych bohaterów, którzy wchodząc w okres dojrzałości, muszą zmierzyć się z odpowiedzialnością, jaka jest na nich zrzucana. Odstawienie smoczka i matczynego cyca to nie jedyne problemy – na horyzoncie pojawia się groźny przeciwnik Drago – zaklinacz smoków, przepełniony chęcią podbicia wszystkich pobliskich krain.
„Jak wytresować smoka 2” w kwestiach fabuły zakrawa o pełnoprawny film fabularny. Oczywiście ze strony wizualnej jest to animacja, a wraz z nią ciągnące się stereotypy, które zaklinają ją w formę produktu dla najmłodszych. Jest ona jednak wspaniale poprowadzona, role postaci nie są spłycone, a akcenty na osi fabularnej – umiejętnie rozmieszczone. Wszystko uzupełnione jest uczuciowym koktajlem, który wypełnia przestrzenie między bohaterami. Większość jego składników obejmuje relacje i zdarzenia trafiające do odbiorców zarówno młodszych, jak i starszych. Fani fantasy docenią również wibracje, jakie towarzyszą kilku epickim scenom. Przykładem może być poznanie tajemniczej postaci, która mknąc na jednym ze swoich podopiecznych smoków obserwuje Czkawkę, zmierzającego do siedziby Drago. Tajemniczy osobnik stoi nieruchomo na garbie swojego smoka, nie tracąc z oczu głównych bohaterów. Jego (prawdopodobnie) własnoręcznie robiona zbroja przypomina chociażby te, które nosiły postacie malowane przez Franka Frazettę („Conan” itd.).
Tresowanie smoków jest robotą ciężką, nie nadającą się dla każdego. A to uparte, a to przebiegłe. Trzeba mieć do nich odpowiednie podejście. Jak ktoś siedzi w temacie to z pewnością sobie z nimi nieźle poradzi. Jak na razie studio DreamWorks radzi sobie świetnie. Kolejna część serii będzie w stanie poruszyć nie tylko młodą publikę, ale pewnie również nie jednego dorosłego, mającego brodę, choć w połowie tak długą, jak prawdziwy Wiking.