Na naszych ekranach zagościł kolejny film z gatunku fantasy. I po raz kolejny polskie tłumaczenie tytułu, nijak nawiązujące do tytułu angielskiego i nijak odnosi się do treści filmu. Po raz kolejny pojedynek dobra ze złem. Wszystko to już było w nadmiarze w roku ubiegłym. Zastanawiałem się, co mnie skłoniło by pójść do kina na „Ciemność rusza do boju”? Ano fakt, że scenariusz filmu został oparty na bestsellerowej powieści Susan Cooper.
W pewnym małym, angielskim miasteczku żyje rodzina Stantonów. Historia ich rodu i miasta jest ściśle powiązana i sięga kilkuset lat wstecz. Choć prowadzą oni normalne życie, to ich przeszłość owiana jest mroczną tajemnicą. W dniu 14 urodzin siódmego syna Mary i Johna Stantonów - Willa (Alexander Ludwig), w życiu chłopca pojawiają się osoby, których wcześniej nie znał, ale one bardzo dobrze znają jego. Następuje seria wydarzeń, która doprowadza do odkrycia przez Willa prawdy o sobie. Poszukiwacz, bo nim jest siódmy syn siódmego syna, jest członkiem klanu Pradawnych, którym przewodzi panna Greythorne (Frances Conroy) i Merriman ( Ian Mcshane). Roztaczają oni przed Willem wizje Świata, który opanuje Ciemność, jeżeli nie podejmie on wyzwania jakie przed nim stawia los. Poszukiwacz musi znaleźć sześć Znaków, które dadzą mu moc do pokonania Jeźdźca (Christopher Eccleston) reprezentującego Zło. W wykonaniu zadania Willowi pomagają członkowie klanu Pradawnych oraz zdolności, które nabywa wraz z gromadzeniem Znaków. Możliwość przenoszenia się w czasie, władza nad ogniem, duża siła pozwalają najmłodszemu ze Stantonów, nie tylko na bycie o krok przed Jeźdźcem w wyścigu po runy, ale i w zjednoczeniu rodziny, której członkowie oddalili się od siebie. Czy to wystarczy, aby pokonać Ciemność i przeszkodzić jej w opanowaniu Świata?
Do kina udałem się z pewną dozą niepewności. Nieznani aktorzy, nieznany reżyser, jedynie co mnie przyciągało to świadomość, że scenariusz jest oparty na kanwie serii opowiadań o zmaganiach między siłami Światła i Ciemności, której autorką jest Susan Cooper.
Cóż można napisać o fabule? Poprzez ukazanie codziennego życia rodziny Stantonów, widz powoli utożsamia się z nią jak z własną. Dzieli z nią radości i smutki, sukcesy i porażki. Will, w przeciwieństwie do innych bohaterów obrazów fantasty m in. „Kroniki Narnii”, „Eragorn” itd., którzy nie zawsze byli chętni do pełnienia ról „ratujących Świat”, bez dyskusji przyjmuje fakt kim jest i czego musi dokonać. Każde zdobycie Znaku wiąże się z walką z siłami Ciemności, ale i przeszłością i problemami rodziny. Jeździec, przedstawiciel Ciemności, ku mojemu zaskoczeniu, poruszający się na białym koniu (czy zwierze nie powinno być czarne?), jest bezwzględny, oczywiście jak na film familijny, i bardzo dobrze buduje klimat grozy. Ogólnie oglądając obraz ma się wrażenie, jakby się grało w grę RPG. Rozwój bohatera poprzez zbieranie run i wykonywanie questów i walka z coraz silniejszymi siłami Zła.
Bardzo mile zaskoczyła mnie dobra gra mało znanych aktorów, a w szczególności Alexandra Ludwiga, który fantastycznie ubarwił postać Willa. Specjaliści od efektów również odwalili kawał dobrej roboty, jak na produkcję o niewygórowanym budżecie.
Produkcja, który wzbudzała we mnie mieszane uczucia, okazał się obrazem o umiejętnie budowanym klimacie, wciągającym widza w rozgrywkę między siłami Światła i Ciemności. Pod wieloma względami przewyższył, niektóre zeszłoroczne super produkcje i może podobać się nawet sceptykom. To mówi samo za siebie… warto obejrzeć.