„Bloodshot” w reżyserii Dave'a Wilsona to film na podstawie komiksu z lat 90. o tej samej nazwie. Opowiada o żołnierzu poddanemu wojskowym eksperymentom z nanorobotami, efektem czego jest jego nieśmiertelność, zdolność regeneracji oraz nadludzka siła. W głównego bohatera – Raya Garrisona, byłego komandosa, wciela się Vin Diesel.
Film już na początku nie daje nam złapać oddechu. Wrzuca nas w bliżej nieokreślone miejsce akcji dziejące się prawdopodobnie na Bliskim Wschodzie. Widzimy kilku żołnierzy i możemy się domyślić, że to misja ratunkowa, ale chwilę później widzimy już tylko strzelaninę. W roli głównej zrównoważony i cichy komandos Ray Garrison, który heroicznie i wbrew rozkazom wchodzi z kopa i likwiduje terrorystów w stylu Rambo, a wszystko kwituje efektowna scena podbramkowa z ratowaniem zakładnika. W kolejnych, już bardziej namiętnych scenach, poznajemy kochającą żonę Raya – Ginę (Talulah Riley), jednak nie na długo - gdyż chwilę później Ray razem z swoją żoną zostaje uprowadzony i zamordowany przez bandziorów i maniakalnego herszta, Martina Axe (Toby Kebbell), który wesoło tańczy w ubojni do utworu Talking Heads „Psycho Killer”.
Zapada ciemność, jednak to tylko koniec jednej historii i początek następnej. Ciało Raya zostaje anonimowo przekazane przez wojsko do tajnej placówki badawczej RST, nad którą wiedzie prym ambitny i niezrównoważony w swoich pomysłach Emil Harting (Guy Pearce). Placówka ściśle pracuje nad udoskonaleniem siły bojowych żołnierzy, ale o tym co się dzieje dalej dowiecie się, gdy obejrzycie ten film.
Przypomnijcie sobie klasyczne filmy akcji – „Terminator”, „Żołnierz uniwersalny”, „Pamięć absolutna” z 1990r, „Zapłata”. Film Dave Wilsona czerpie z nich garściami i mógłby się równie dobrze nazywać: „Żołnierz Uniwersalny 4, ale z Vin Dieslem”.
Pamiętacie efekty towarzyszące T-1000 z drugiej części "Terminatora"? Tutaj dostrzeżecie pewne podobieństwa. Znacie ten motyw z udoskonalonymi genetycznie i przywróconymi do życia żołnierzami, którzy polegli z klasycznego już "Żołnierza Uniwersalnego"? No to tutaj też jest bardzo podobnie. Kasowanie pamięci po zakończeniu swojej powinności rodem z filmu „Zapłata”? Mamy to! Na koniec moje ulubione, czyli motyw wgrywania prefabrykowanych wspomnień celem kontroli nad jednostką, czyli wypisz wymaluj „Pamięć absolutna” z Arnoldem Schwarzennegerem.
Poniekąd wyszła z tego nijaka papka o smaku surowych ziemniaków, jednak tragedii nie ma - jest w tym wszystkim dynamiczna akcja, efektowne sceny walki oraz dużo, aż za dużo efektów specjalnych. Ilość niepotrzebnych cięć i nad wyraz długich scen spowolnionych aż kłuje w oczy. Film można obejrzeć do obiadu i zapomnieć. Fabuła jest dość przeciętna, ale z ciekawym twistem. Gra aktorska jest taka sobie i jedynie postać ekscentrycznego informatyka Wilfreda Wigansa zasługuje na chwilę uwagi. No może Vin Diesel też, bo w końcu gra wielkiego, tępego, umięśnionego komandosa, który nie potrafi skojarzyć faktów.
Motyw czyszczenia pamięci, wgrywania nowych wspomnień czy „Nanity” regenerujące tkanki, to elementy dla mnie bardzo fascynujące, jednak autorzy tylko skusili smakiem i nie wgłębiali się w szczegóły, co absolutnie nie zadowoliło mojej ciekawości.
Sądzę, że większość osób obejrzy ten film tylko z powodu obecności Vin Diesla, mnie natomiast zaskoczył fakt, że pomimo dobrego pomysłu na film, całość okazała się średniakiem. Vin Diesel na pewno nie jest tym, którego znamy z „Kronik Riddicka”. Jest to nieudana próba zrobienia uniwersalnego żołnierza. Film dobrze się ogląda, ale zapomnimy go szybciej niż wczorajszy obiad. Odnoszę wrażenie, że wiele scen było przejaskrawionych do granic możliwości. Przeciwnicy, na których trafia główny bohater zachowują się absurdalnie, wręcz jak w starych filmach z Chuckiem Norrisem. Główny bohater często zachowuje się po prostu jak absolutny tępak. Pal licho, że ma miliony zaawansowanych nanitów w swoim organizmie, ale są one w pewien sposób jak baterie, a Ray zachowuje się jak swoista gąbka, która wchłania kule, granaty i diabli wiedzą co jeszcze, a on absolutnie nie przejmuje się, że w ten sposób staje się coraz słabszy.
Muzyka w filmie została skomponowana przez Steve Jablonsky'ego i trzeba to powiedzieć – to ona ratuje film przed gorszą oceną.
Film można aktualnie obejrzeć na platformie Netflix.