Film Leona Prudovskyego nawiązuje do tematyki Holokaustu i II wojny światowej, ale w nowatorskim i niekonwencjonalnym ujęciu. Zrobić na kanwie tej kwestii komediodramat nie należy do najłatwiejszych wyzwań. W światowej kinematografii takie próby już poczyniono (np. "Życie jest piękne", reż. Roberto Benigni), jednak w filmie Prudovskyego humor jest naprawdę czarny, przez co może być odbierany sceptycznie, czy nawet z niechęcią. "Mój sąsiad Adolf" jest koprodukcją polsko-izraelsko-niemiecko-kolumbijską, zatem wielokulturową. Z polskiej strony za produkcję filmu odpowiadała Klaudia Śmieja-Rostworowska.
Akcja filmu rozgrywa się w Kolumbii, w 1960 roku, tuż po porwaniu przez Mossad Adolfa Eichmanna w Argentynie i przewiezieniu go do Palestyny w celu osądzenia i skazania. Dowiadujemy sie tego z gazety, którą czyta główny bohater - Marek Polsky, który jako jedyny z całej żydowskiej rodziny ocalał z Holokaustu. Marek mieszka samotnie na kolumbijskiej prowincji, wiodąc spokojne życie. Do czasu, gdy u jego drzwi pojawia się niejaka pani Kaltenbrunner (nazwisko zbrodniarza wojennego) i pyta o opuszczony, sąsiedni dom. Marek nie ma ochoty z nią rozmawiać. Los jednak szykuje mu dość częste z nią kontakty, jako, że do owego sąsiedniego domu niebawem wprowadza się pan Herzog, a ona jest jego zaufaną pracownicą. Od tego momentu życie Marka ulega drastycznej zmianie. Spokojny czas dzielony na samotna grę w szachy, czytanie prasy i uprawianie ukochanego krzewu czarnych róż, będących pamiątką po rodzinie, odchodzi w zapomnienie. Nowy sąsiad z ekipą pracowników, krzyczących w języku niemieckim i hałaśliwym wilczurem budzą w głównym bohaterze najgorsze wspomnienia, jego trauma powraca. Na dodatek pies sąsiada pod krzewem róż zostawia odchody, co wyprowadza Marka z równowagi. Podczas szamotaniny spogląda Herzogowi w oczy i jest pewien, że je skądś zna. Nabiera przekonania, że sąsiad jest Adolfem Hitlerem, który jednak przeżył wojnę i uciekł do Kolumbii. On sam raz w życiu spotkał go podczas mistrzostw świata w szachach w 1934 roku. Marek dzieli się podejrzeniami z pracownikami ambasady Izraela, Ci jednak nie wierzą w tę historię i traktują ją jak histerię starszego człowieka. On sam zrobi wszystko, by zdobyć dowody, że ma rację.
Cały główny wątek opiera się na teorii spiskowej, jakoby Adolf Hitler przeżył wojnę. Akcja zaś jest zbudowana na sposobach rozwiązywania przez Polskyego zagadki dotyczącej tożsamości Herzoga. Te są dalekie od legalnych i doprowadzają do drastycznych rozwiązań. Z czasem jednak obydwaj sąsiedzi stają się sobie coraz bliżsi, a to za sprawą szachów.
Jak wsponiałam na wstępie, film przesycony jest naprawdę czarnym humorem, poza tym niektóre gagi, czy też humor sytuacyjny, są niskich lotów i mogą wywołać zażenowanie, szczególnie jesli chodzi o żarty nazwijmy "fizjologiczne". Nie ma zbytniego sensu pokazywania na ekranie potrzeb fizjologicznych, czy to ludzkich, czy zwierzęcych.
Film ma świetną ścieżkę dźwiękową, w której słychać orkiestrę dętą, a także klasyczne utwory niemieckie z patefonu. Naprawdę dobrze słucha się tego filmu, a jest to zasługa Łukasza Targosza, twórcy muzyki.
Również bardzo dobrze prezentują się zdjęcia autorstwa Radosława Ładczuka. Udało mu się stworzyć oryginalny klimat tej opowieści.
Na wielkie uznanie zasługuje gra aktorska odtwórców głównych ról: Davida Haymana i Udo Kiera. To oni wynoszą ten film na wyżyny, ukazując przekonująco elektryzującą relację dwóch samotnych mężczyzn, budując wiarygodne, pełne postaci.
Na koniec warto dodać, że przy całym tym komediowym zacięciu, film ma drugie dno i niesie ważne przesłanie. Opowiada o głębokiej powojennej traumie, stracie, samotności, potrzebie drugiego człowieka. Mówi o tym, że nie warto ulegać stereotypom, warto zaś poznać bliźniego, zanim się go osądzi.
Stysfakcjonujące jest zakończenie filmu, kiedy wreszcie poznajemy tożsamość tajemniczego Herzoga, bo trzeba przyznać, że trzyma to w napięciu od początku.