Zdjęcia Eda Wilda, operatora w takich produkcjach sensacyjnych jak udany „Czas zapłaty” („Welcome to the Punch”) Erana Creevy z Markiem Strongiem i Jamesem McAvoyem w rolach głównych czy też doskonały dramat Justina Kerrigana „Wiem, że wiesz” („I know you know”) z wybitną kreacją Roberta Carlyle’a, w „Zderzeniu” są zbliżone do słabszej kontynuacji hitu z Gerardem Butlerem, „Londyn w ogniu” Babaka Najafiego (pierwsza część nosi tytuł „Olimp w ogniu” w reżyserii na ogół znakomitego Antoine’a Fuqua) i zdecydowanie rozczarowują, zwłaszcza w pierwszych sekwencjach. Można nawet pokusić się o wprawne doszukiwanie się błędów jak nie do końca zidentyfikowane odbicie w okularach Gerana (Ben Kingsley). O wiele lepszym ujęciem są schody na klatce, prowadzące do mieszkania głównych bohaterów, Caseya (Nicholas Hoult) i Juliette (Felicity Jones).
Para zakochanych, niczym Romeo i Julia u Baza Luhrmanna w „Romeo i Juliet” z Leonardo DiCaprio i Claire Danes z 1996 roku, trafia w sam środek pojedynku gangsterów, więc aby wyjść cało z opresji, Casey decyduje się na ryzykowne przedsięwzięcie, które w razie niepowodzenia, nie tylko sprowadzi na niego policję, ale także gniew obu bossów mafii.
Jako narrator, Casey przedstawia wydarzenia na zasadzie retrospekcji, wprowadzając widzów w zarys najważniejszych postaci, do których – oprócz wspomnianych – zaliczają się także Hagen Kahl (Anthony Hopkins) i Mirko (Clemens Schick). Są to najlepsze kreacje aktorskie spośród całego imponującego jedynie na plakacie szeregu nazwisk dobrych aktorów, którzy tym razem zawiedli. Zwłaszcza Kingsley zaskakuje swoją grą, która wydaje się jednocześnie występem poniżej godności i możliwości Anglika, i świetną parodią. Trudno jednoznacznie ocenić, na co zdecydował się aktor. Po części równie lakonicznie grał Hopkins, jednak w tym pojedynku zdobywców Oscarów (Kingsley za pierwszoplanową rolę w „Ghandim” Richarda Attenborougha z 1982 roku, Hopkins za przerażającego Hannibala Lectera w „Milczeniu owiec” Jonathana Demme’a na podstawie powieści Thomasa Harrisa), wygrywa Walijczyk.
Młodsze pokolenie zawiodło w całości. Po Felicity Jones, nominowanej do wielu nagród za kreację w „Teorii wszystkiego” z 2014 roku, w reżyserii Jamesa Marsha, można oczekiwać o wiele lepszej i przekonującej gry chorującej Juliette, która ze względu na stan zdrowia, ceni zabawę i zasadę carpe diem. Jednak w ostatecznym rozrachunku, z fabuły wynika, że jest to wyłącznie rozkapryszona młoda dziewczyna, oczekująca od życia wszystkiego co najlepsze, jak najmniejszym wysiłkiem. Taka postawa cechuje także Caseya, który woli ryzykować życie obojga, byleby tylko zdobyć pieniądze nie tylko na leczenie ukochanej, ale i życie za granicą, by uniknąć konsekwencji swoich czynów. Hoult, tak genialny w okresie dziecięcym (pamiętny Marcus w „Był sobie chłopiec” z 2000 roku, wyreżyserowanym przez braci, Paula i Chrisa Weitzów) swoją filmografią z lat późniejszych udowodnił, że nie jest gwiazdą jednego okresu w życiu. Jednak tą rolą sprawił, że trudno ponownie uwierzyć w talent młodego Anglika.
Liczne nielogiczne zwroty akcji, zwłaszcza niesamowite szczęście, jakie ma Casey podczas dokonywanego przekrętu, przypomina o doskonałej produkcji Toma Tykwera, „Biegnij, Lola, biegnij” z 1998 roku. Trudno jednak dopatrywać się podobnego kunsztu w tej realizacji. Jest to produkcja niewymagająca większego zaangażowania intelektualnego, z gatunku filmów sensacyjnych oglądanych przy popcornie. Dobra zabawa dla potrzebujących totalnego odprężenia po ciężkim wysiłku, zbyt prosta historia i powtarzalne schematy dla bardziej wytrawnych koneserów dobrego kina akcji.
Jedynym interesującym aspektem, będącym najprawdopodobniej wyjątkowym zbiegiem okoliczności, jest ścieżka dźwiękowa i utwór Raury’ego „God’s Whisper”, który pojawia się także w końcowej scenie „American Honey” Andrei Arnold. Przypadkowa paralela pozwala na jedyną satysfakcjonującą nadinterpretację, że jest to kolejny film o młodych ludziach, którzy nie do końca wiedzą, jak mają żyć. Pośród produkcji o zagubionych nastolatkach i dopiero wkraczających w dorosłe życie, zaczyna wyłaniać się pełen dramatyzmu obraz, który jest niepokojącym zjawiskiem.
Wydanie DVD zawiera wybór scen, zwiastun filmu oraz zapowiedzi innych produkcji.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.