„Brud” jest ekranizacją książki Irvina Welsha „Ohyda”. Tego Welsha, który jest też autorem powieści „Ślepe tory”, na której kanwie powstał jeden z najważniejszych filmów brytyjskich. Mowa oczywiście o szokującym i genialnym „Trainspotting”. „Brud” podobnie do głośnego filmu Boyle’a to znakomita propozycja brytyjskiej kinematografii, gdzie głównym tematem jest obraz zmierzchu moralności, narodzin czystego szaleństwa i bolesnego upadku człowieka. Film Jona S. Bairda charakteryzuje się jednocześnie dosłownością w scenach, gdzie króluje seks, przemoc, jak i wystylizowaniem oraz odrealnieniem rzeczywistości. Dodatkowo szaleńcze tempo, podkręcane genialnymi utworami, jak „Will You Still Love Me Tommorow” The Shirelles, „Love Really Hurts Without You” Billiego Oceana czy „99 Luftballons” Neny, a co za tym idzie świetna narracja, montaż i genialna rola Jamesa McAvoya sprawiają, że twórczość Welsha, tak trudna do przeniesienia na język filmowy (większość dialogów toczy się w głowie głównego bohatera), nie traci nic na swojej sile, świeżości oraz kontrowersyjności.
Na pierwszy rzut oka „Brud” to kolejny film o złym policjancie, ale na szczęście prawda nie jest tak oczywista. Detektyw Bruce Robertson zostaje oddelegowany do prowadzenia śledztwa w sprawie zabójstwa. Wszystko wskazuje na to, że był to mord na tle rasowym. Schwytanie mordercy może pomóc bohaterowi w upragnionym awansie zawodowym, którego pragnie nade wszystko jego żona. A konkurentów do awansu jest więcej. Bruce znając ich słabe punkty, pragnie ich wyeliminować z wyścigu o wyższe stanowisko. Główny bohater, niegdyś świetny policjant, nie jest jednak w stanie w pełni oddać się sprawie. Jego myśli uciekają do świata, w którym rządzą seks, narkotyki i alkohol. Bruce to człowiek, którego trudno określić. Podstępna szuja, perwersyjny zboczeniec, złośliwy egoista, niezrównoważony psychicznie mizantrop, mizogin, który uwielbia manipulować ludźmi. Tak, taki jest Bruce. Ale gdzieś pod tymi wszystkimi maskami jest głęboko nieszczęśliwy, zagubiony człowiek, mający zapędy autodestrukcyjne, któremu zdarzają się oznaki ludzkiej dobroci i człowieczeństwa.
„Brud”, choć swoją treścią zainteresuje widzów, to dopiero w połączeniu z formą staje się krwistym dziełem, które albo zachwyci, albo odrzuci widza. Film ma dużo wspólnego już ze wcześniej wspomnianym „Trainspotting”. Jak i samym tematem, gdzie Szkocja, jest dla welshowskich bohaterów zaczątkiem piekła. Jak i sposobem ukazania tego piekła. Ostry, błyskotliwy humor, pełnokrwiści bohaterowie, psychodeliczna atmosfera, balansowanie na granicy jawy i omamów narkotycznych, a to wszystko podkreślone szybkim, dynamicznym montażem i świetną muzyką.
Jednak to wszystko nie starczyłoby, aby „Brud” był filmem wybitnym. Dopiero rola Jamesa McAvoya sprawia, że obraz pulsuje artystyczną energią. Przyznam się, że „Trainspotting” jest filmem, który bez mrugnięcia okiem wymieniłabym, gdybym musiała wskazać ten najbardziej ulubiony. Jednocześnie Ewan McGregor wcielając się w postać Rentona stał się dla mnie wzorem aktora totalnego. Teraz po obejrzeniu „Brudu” muszę stwierdzić, że bohaterowie stworzeni przez Welsha to wielkie wyzwanie aktorskie, ale też trampolina to wybitnego aktorstwa. McAvoy znany z ról grzecznych chłopców, w końcu dostał rolę, odpowiadającą jego niekwestionowanemu talentowi. Brytyjczyk w swojej grze perfekcyjnie balansuje na granicy szaleństwa, brutalności, zagubienia i cierpienia. Jego bohater jest kameleonem. Raz odrażający przerażający, raz wzbudzający litość. Wszystkie emocje, lęki widać w każdym geście, ale także w przenikliwym, bolesnym spojrzeniu. McAvoyowi na drugim planie towarzyszą świetni aktorzy z Wysp Albionu, gdzie prym wiodą świeża i silna Imogen Poots, zagubiony i gapowaty Eddie Marsan oraz zakompleksiony Jamie Bell.
Podsumowując, należy jedynie żałować, iż tak dobry film, jak „Brud” nie wszedł do kinowej dystrybucji. Kolejna szansa na dobry, artystyczny seans w kinie została zaprzepaszczona. Na szczęście można go obejrzeć na DVD, dzięki Monolith Video. Warto mieć taką perełkę na swojej półce. U mnie znalazł miejsce w kategorii: ULUBIONE.
Wydanie DVD zawiera dodatkowo znakomity zwiastun „Brudu” oraz zapowiedzi produkcji, których dystrybutorem jest Monolith Video. Film możemy obejrzeć w wersji oryginalnej, z napisami lub lektorem. Poza tym twórcy przygotowali nie lada gratkę dla widzów, którym film się spodobał, sceny usunięte, gdyż dobrego kina nigdy za wiele.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.