Co pewien czas na ekranach kin pojawiają się prawdziwe filmowe straszaki, niekoniecznie wywołujące u nas, pomimo początkowego zamierzenia twórców, poczucie grozy. Z reguły są to produkcje nawiązujące do konwencji horrorów, jak było to w przypadku „Zmierzchu”. Obrazy te zamiast straszyć, bawią widza żenującą treścią oraz sposobem realizacji. Jak jednak wyglądałby film, który już w założeniu miałby wyśmiewać stereotypy krwiożerczych wampirów, czy przeklętych wilkołaków? Odpowiedź na to pytanie przynosi animacja Gendy’ego Tartakovsky’ego „Hotel Transylwania”.
W tytułowym „Hotelu Transylwania” potwory mogą odpocząć z daleka od oczu ciekawskich ludzki. Gospodarzem obiektu jest Hrabia Dracula oraz jego 118-letnia córka Mavis, która zachowuje się dokładnie jak inne nastolatki. Nieoczekiwanie w hotelu pojawia się człowiek, Jonathan, który już na zawsze zmieni losy zmęczonych życiem potworów oraz młodej Mavis.
Gendy Tartakovsky zdumiewa widza odrzuceniem schematów dotyczących przerażających potworów oraz biednych, uciskanych ludzi. Twórca prawdziwego animowanego klasyku „Samuraja Jacka” obraca znaną nam sytuację o 180 stopni, przedstawiając swoich bohaterów jako strudzonych życiem, zdziadziałych, niczym nie różniących się od ludzi, domatorów z własnymi problemami. Dracula u Tartakovsky’ego to samotny ojciec, strapiony dorastaniem swojej córki oraz wizją samotności, Wilkołak to strudzony życiem rodzic, nawet Frankensteinowi wiele brakuje to swojego pierwowzoru. Łamanie schematów stanowi najjaśniejszy element produkcji, będący podstawą do komizmu sytuacyjnego i poczucia humoru zaprezentowanego w „Hotelu”. W produkcji zauważamy nawiązania do groteskowego i przejaskrawionego świata Tima Burtona rodem z „Gnijącej panny młodej”, czy poprzednich animacji reżysera. Tartakovsky nie ucieka jednak od kanwy baśni oraz związanego z nią moralizatorstwa. Podobnie jak w bajkach Disneya, reżyser usiłuje w pewien toporny sposób udowodnić starą prawdę, że nie należy osądzać książki po okładce. Zarówno filmowe potwory jak i ludzcy bohaterowie przekonują się, że świat jest zupełnie inny niż im się to wydawało i nie należy podtrzymywać utartych, często zakłamanych stereotypów.
Rewelacyjny Gendy Tartakovsky po raz kolejny udowodnił, że potrafi nakręcić animację zabawną zarówno dla młodszych jak i znacznie starszych widzów, uciekając od żenującego i tandetnego poczucia humoru. „Hotel Transylwania” zaskakuje widza wysokim poziomem rozrywki i mimo wszystko niedosytem spowodowanym pewną wtórnością tematu. Nie zważając na to, zapraszam wszystkich do rezerwacji pokoi w hotelu Draculi.