Bajki to historie, które przenoszą nas do nierealnych i fantastycznych krain. Spotykamy w nich przeróżne i kolorowe stwory oraz przygody, jakie nie sposób sobie wyobrazić. Porywają nas w krainę wyobraźni, gdzie wszystko wydaje się możliwe.
Film „Atramentowe serce” jest podobny do innych bajek, ale opowiada zupełnie nową historię, której jeszcze nikt nie słyszał. Obraz ten jest ekranizacją pierwszej części trylogii napisanej przez Cornelie Funke i opowiada o losach introligatora imieniem Mo oraz jego córki Meggie. Oboje posiadają niezwykły dar - gdy czytają na głos sprawiają, że historie zawarte w książkach stają się rzeczywiste, a bohaterowie przenoszą się z ich stron do realnego świata. Mo, który nie w pełni potrafił panować nad swoim darem, właśnie w ten sposób sprowadził na świat Capricorna i innych złych ludzi, jednocześnie w ich miejsce umieszczając swoją żonę Resę. Właśnie wtedy czytał po raz ostatni i stracił powieść, w której uwięziona została jego ukochana. Później przez lata odwiedzał stare antykwariaty w celu odszukania innego egzemplarza. I w końcu mu się udało odnaleźć go w małej wiosce w Alpach. Niestety w tym samym czasie pojawili się również starzy znajomi uprowadzając Mo i jego córkę, a książkę paląc. Capricorn potrzebował ich do zrealizowania swojego niecnego planu – sprowadzenia złowieszczego Cienia, i wyglądało na to, że wszystko pójdzie po jego myśli. Jednak z pomocą swoich przyjaciół Mo i Meggie spróbują pokrzyżować mu plany oraz uratować Resę.
„Atramentowe serce” to bajka o bajce. Bohaterowie wyskakują z książek niczym króliki z kapelusza, a wszystko to w ramach kolejnej historii z ich udziałem. Historii, która nie jest zapisana na kartkach papieru, a tworzy się z biegiem fabuły filmu. Trzeba powiedzieć, że aktorzy poradzili sobie w swoich rolach, jednak nie ma powodów do zachwytu. Najlepiej zaprezentowała się chyba mała Eliza Bennett w roli Meggie, natomiast o wiele więcej spodziewałem się po Brendanie Fraserze wcielającym się w jej ojca. Ciekawe kreacje stworzyli dwaj drugoplanowi aktorzy, a mianowicie Paul Bettany (Dustfinger) i Rafi Gavron (Farid). Akcja filmu biegnie szybkim tempem do przodu i nie pozostawia nam chwili wytchnienia. Fabuła poza jedną niespójnością jest naprawdę dobrze pomyślana i ułożona. Efekty specjalne nie są rewelacyjne, ale trzeba przyznać że różne baśniowe stworzenia miały w sobie coś, co przyciągało oko.
Pomimo wszystko to tylko bajka. Lekka, krótka i przyjemna, jakich wiele. Młodsi widzowie na pewno będą nią zachwyceni, a pozostali obejrzą ją z przymrużeniem oka. Niemniej, jeśli widzicie za oknem szary świat, to czemu nie mielibyście uciec w inny? Pewnie przyjdzie nam trochę poczekać, ale może doczekamy się ekranizacji kolejnych części trylogii.