Czy można ująć istotę miłości i rozstrzygnąć czy rzeczywiście istnieje, filmem którego prawie cała akcja jest umieszczona w wiejskiej stodole? Czy można pokazać problemy największych myślicieli na przykładzie prostych ludzi o przekręconej życiowym doświadczeniem moralności? Wydaje się to trudnym zadaniem, ale spółce Mularczyk – Obłamski udało się to w całkiem przyzwoitym i przystępnym dla widza stylu.
Podczas drogi na wesele tytułowe trio zostaje zaczepione przez tajemniczego jegomościa. Chciał rozmawiać jednie z szefem grupy, gdyż „z jednym krótsza rozmowa”. Enigmatyczna postać składa nietypowe zamówienie. Za trzy tysiące na osobę (za całe wesele trio bierze tysiąc do podziału) pięciokrotne zagranie pewnej melodii. Melodii, która szybko wpada w ucho i zostaje na zawsze.
Późniejsza akcja filmu rozgrywa się w stodole, gdzie zespół przygotowuje się do występu. Pomiędzy bohaterami toczą się spory na tematy egzystencjalne, ogólnoludzkie. Starzy wyjadacze szydzą z debiutującego w trio Młodziaka (Mirosław Otrębus) i jego stwierdzenia, że miłość istnieje naprawdę. Drugim, już poważnym - momentami przeradzającym się w bójkę - jest konflikt wewnątrz kapeli pomiędzy Karolem (życiowa rola Ryszarda Ronczewskiego), a Cyganem (Zbigniew Zapasiewicz) o to czy zagrać ten utwór. Cygan boi się, że za tym „kawałkiem” stoi tajemnica, a wraz z nią duże kłopoty. Przeczucia bohatera granego przez Zapasiewicza sprawdziły się i można powiedzieć, że z całej trupy weselnej stracił najwięcej.
Sądząc po reakcji na tę melodię w finałowej scenie wiadomo, że z tym utworem związane są najpiękniejsze chwile w życiu panny młodej (jedna z pierwszych ról Joanny Szczepkowskiej) i widz już wie, dlaczego zagranie tego tyle kosztowało.
Scenariusz Andrzeja Mularczyka, jednego z najwybitniejszych polskich reportażystów, jest ciekawym obrazem ludzkiej mentalności. Pokazany jest pogląd, że pełny portfel jest najważniejszy. Skoro kawaler jest bogaty to znaczy, że jest atrakcyjny i należy się w nim zakochać. Ujęty w tym filmie został także konflikt pokoleń na przykładzie poglądów na miłość. Starych pragmatków, dla których istnieje miłość tylko cielesna z młodym idealistą, którego nie spotkało jeszcze żadne rozczarowanie miłosne i który uważa, że miłość jest to coś nadzwyczajnego, wzniosłego.
Bardzo ważnym elementem filmu „Ostatnie takie trio” jest muzyka Andrzeja Korzyńskiego, a w zasadzie subtelna melodia, która powtarza się jak mantra. Może dziwić styl muzyki, gdyż Korzyński jest bardziej znany jako twórca piosenek jak i samej postaci Franka Kimono, czy też hitu Marka Kondrata „Mydełko Fa”.
Nie należy zapominać o grze aktorów. Joanny Szczepkowskiej i Zbigniewa Zapasiewicza nikomu nie trzeba przedstawiać i ciężko sobie przypomnieć ich słabszą rolę w filmografii. Jednak największe brawa należą się w tym filmie Ryszardowi Ronczewskiemu, który wybitnie wcielił się w postać zniszczonego życiem, odchodzącego z trio trębacza. Oglądając sceny, w których filmowy Karol kaszle, ma się wrażenie, że faktycznie postać grana przez Ronczewskiego jest śmiertelnie chora. Dzisiaj coraz trudniej o autentyzm.
Zakończenie filmu niesie ze sobą bardzo pozytywne przesłanie, wręcz napawa człowieka optymizmem i wiarą w drugiego człowieka. Mianowicie, przesłaniem filmu jest myśl, że prawdziwa miłość zawsze zwycięża, nawet gdy tracimy na to nadzieję. Polecam „Ostatnie takie trio” Jerzego Obłamskiego.
Dla spostrzegawczych: zwrócić uwagę na scenę polowania na sokoła i poszukać alegorii.