„Motyl i skafander” w reżyserii Juliana Schnabla jest bez wątpienia filmem wyjątkowym. O jego niezwykłości decyduje wiele rzeczy, głównie są to jednak genialne wręcz zdjęcia Janusza Kamińskiego i scenariusz, który powstał na kanwie książki podyktowanej jedną powieką.
Jean-Dominique Bauby, to pełen energii 43-letni mężczyzna u szczytu kariery zawodowej. Jean-Do jest redaktorem naczelnym francuskiego „Elle” i właśnie podpisał kontrakt z wydawnictwem na napisanie książki. Pewnego słonecznego dnia, podczas przejażdżki z synem, życie Bauby rozpada się – mężczyzna dostaje udaru, którego efektem jest trzytygodniowa śpiączka. Co gorsza, po wybudzeniu okazuje się, że Jean-Do jest sparaliżowany i to od stóp po głowę, jedynym co ciągle funkcjonuje jest jego lewa powieka, pamięć i wyobraźnia...
Jednym z największych atutów filmu Schnabla jest niesamowity scenariusz i wykorzystanie go w odpowiedni sposób przez reżysera. „Motyl i skafander” przede wszystkim opowiada historię prawdziwą, historię mężczyzny, który próbuje sobie poradzić z nową życiową sytuacją. Nie da się ukryć, że sztuka to nie łatwa, bo nagle człowiek żyjący niezmiernie szybko, mający mnóstwo energii, staje się więźniem własnego, sparaliżowanego ciała, tytułowego skafandra. Sytuacja jest tym bardziej uciążliwa, że w przysłowiowym wegetującym warzywie trudno mu dostrzec mężczyznę, którym był, trudno mu wręcz dostrzec prawdziwego człowieka. Wszystko, co początkowo jest w stanie zobaczyć Jean-Do, to łypiąca jednym okiem, ubezwłasnowolniona kreatura. Sparaliżowany Bauby odnosi jednak sukces, i to większy niż się komukolwiek mogło wydawać, szczególnie chyba jemu samemu, bo nie tylko godzi się z tym, co go spotkało, ale odnajduje w sobie człowieczeństwo.
Do tego, co najważniejsze, twórcom obrazu udało się szerokim łukiem ominąć uczynienie z Jean-Domeniqua Bauby ofiary. Trzeba przyznać, że jest to coś naprawdę wielkiego, bo w przypadku takiego bohatera o ckliwość nie trudno, podobnie jak o współczucie.
Sztuka ta udała się głównie dzięki zdjęciom „popełnionym” przez Janusza Kamińskiego. Cały świat przedstawiony w filmie jest oglądany okiem Jean-Do. Wszystko ukazane jest z jego perspektywy, z poziomu wózka inwalidzkiego i możliwości poznawczych jednego, sprawnego oka. W połączeniu z głosem dobiegającym z niewidocznych ust daje to niesamowity efekt wniknięcia do świadomości głównego bohatera i odbierania otaczającej go rzeczywistości za pomocą jego zmysłów. Taki sposób przedstawiania filmowej rzeczywistości przerywany jest zdjęciami z poziomu obserwatora, ale tylko wtedy, kiedy Jean-Dominique wspomina lub wybiera się na swoje niesamowite, wymyślone wyprawy...
Przyznam, że „Motyl i skafander” zrobił na mnie spore wrażenie. Wszystkie elementy składowe obrazu Schnabla: aktorstwo, muzyka, zdjęcia, dialogi, sam scenariusz są świetnie skomponowane i tworzą wyjątkowo zgrabną całość. „Motyl i skafander” zdecydowanie wart jest polecenia i to bez choćby jednego słowa sprzeciwu.