Maria Sadowska po „Dniu kobiet”, filmie opartym na faktach, nie odeszła od przedstawiania na ekranie prawdziwych wydarzeń. Reżyserka opowiedziała okoliczności wydania „Sztuki kochania” Michaliny Wisłockiej, odzwierciedlając czasy PRL-u przez pryzmat „malowanki” – kobiety charakterystycznej, z chustką na głowie, stanowiącą znak rozpoznawczy ginekolożki. Film upamiętnia kobietę, która zatroszczyła się o potrzeby wszystkich Polek chcących czerpać przyjemność z seksu.
Scenarzysta, Krzysztof Rak, przedstawił historię seksuolożki w większym porządku chronologicznym niż Violetta Ozminkowski w „Sztuce kochania gorszycielki”. Opis fabuły nie zawiera przebitek z późniejszych wydarzeń, komentarza córki, ponownej oceny wybranych scen z życia, czego krytycznie dokonała Wisłocka w swoich pamiętnikach. Twórca scenariusza do „Bogów” Łukasza Palkowskiego tym razem przedstawił bohaterkę w większym stopniu od strony prywatnej, która rzutuje na życie zawodowe. Rak skupił uwagę na najważniejszych momentach, jakie określiły uczoną. To okres wojny i trójkąt uczuciowy, praca naukowa i praktyka zawodowa, a przede wszystkim poznanie Jerzego Piaseckiego.
„Kiedy wieczorem Stach przykrył ją swoim futrem, przez moment, przez jeden długi moment całowali się tak, jakby wojna się w ogóle nie zaczęła” - ten cytat ze „Sztuki kochania gorszycielki” (s. 52) idealnie oddaje założenie, jakim kierowali się twórcy adaptacji. Ars amandi stanowi sedno przedstawienia głównej postaci żeńskiej. Nawet dramat II wojny światowej zostaje przesłonięty przez seks. Michalina Wisłocka nie była „klasyczną pięknością”, czego można dowiedzieć się z książki Ozminkowski (w ostatnim rozdziale starsza pani porównuje się do postaci z „Pięknej i bestii”). Jednak reżyserka do roli seksuolożki wybrała Magdalenę Boczarską, której powab stanowił główny atut w kreacji tytułowej „Różyczki” u Jana Kidawy-Błońskiego, nagrodzonej Złotymi Lwami na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni w 2010 roku. Aktorka jako „pani od seksu” dodała swoją charyzmę, aczkolwiek magnetyzmu nie brakowało także Wisłockiej. Boczarska umiała oddać charakter postaci, zwłaszcza w scenach starcia z urzędnikami czy przełożonymi, w wiecznej walce o swoje poglądy i prawo kobiet do odczuwania przyjemności w takim samym stopniu co mężczyźni.
Postać Stacha nie jest krystaliczna i jego sadystyczne skłonności, obok rozmiłowania do wszystkich wokół, którzy adorowali go z uniesieniem i oddaniem, zostały dobrze nakreślone w książce Ozminkowski (s. 57-59). Natomiast kreacja Piotra Adamczyka wyłoniła charakter Wisłockiego w relacji z żoną i kochanką. Aktor zagrał wyraziście, aczkolwiek trudno pozbyć się wrażenia, że powiela emploi od czasu „Och, Karol 2” i, choć u Sadowskiej dobrze wcielił się w postać historyczną, to brak przełożenia na kolejne dramatyczne role skutkuje dalszym rozdrabnianiem talentu w kolejnych, coraz to gorszych produkcjach szumnie ogłaszanych komediami (romantycznymi) z chlubnymi wyjątkami w kolejnych biografiach: „Dywizjon 303. Historia prawdziwa” (wersja zrealizowana w Polsce i Wielkiej Brytanii w reżyserii Denisa Delića) i „Ikar. Legenda Mietka Kosza” Macieja Pieprzycy.
Justyna Wasilewska w roli Wandy jest odpowiednio ucharakteryzowana, jednak o udanej kreacji Kowalczyk zadecydował talent aktorki. Stach chciał zatrzymać przy sobie kochankę za cenę małżeństwa. Wtedy Michalina poczuła się zdradzona. Złamanie ustalenia, że ona jest kochaną żoną, a Wanda jest darzona pociągiem fizycznym, przypieczętowało koniec układu. Ta scena należy do jednej z najważniejszych w produkcji.
Jurek nie tylko uosabia romanse, jakie Wisłocka nawiązywała w ramach programu „Lekarze na wieś” (te wyjazdy wyrażały niezależność zawodową żony, która w oczach męża miała siedzieć w domu bez pełnego wykształcenia). Były to jednak przelotne miłostki, natomiast poznany po rozwodzie marynarz, postać wykreowana przez Eryka Lubosa, jest w adaptacji postacią kluczową. Jak możemy przeczytać w literackim pierwowzorze: „mężczyzna, który nauczył ją sztuki kochania” (s. 162) podczas pobytu w Lubniewicach stał się symbolem fizycznego spełnienia oraz głębokiego uczucia. Sadowska ukazuje kobietę w pogoni za wiedzą, miłością i orgazmem, które odnajduje w różnych etapach swojego życia. Wybór obsady okazał się trafny. Lubos podołał wyzwaniom aktorskim w „Zabić bobra” Jana Jakuba Kolskiego, w ekranizacji to bohater wyrazisty na równi z kreacją Boczarskiej. Bez Piaseckiego „Sztuka kochania” nie mogłaby powstać.
Aktor partnerował także Katarzynie Kwiatkowskiej, odtwórczyni głównej postaci kobiecej w poprzedniej produkcji reżyserki, wspomnianym „Dniu kobiet”. Tym razem aktorzy nie zagrali wspólnych scen, a charakteryzacja aktorki wpłynęła na odbiór jej postaci redaktor naczelnej pisma kobiecego, skupiając uwagę na wyglądzie bohaterki aniżeli grze Kwiatkowskiej. Tak samo na ocenie stracił Borys Szyc. Bez zastrzeżeń zagrał natomiast Arkadiusz Jakubik, którego pojawienie się na planie gwarantuje wysoki poziom gry bez spadku formy.
W podwójnej roli wystąpił Tomasz Kot, powracając do roli Zbigniewa Religi. Aktor nie wyszedł z roli i na planie drugiej produkcji, po kreacji u Palkowskiego, kontynuował wiarygodne przedstawienie kardiologa. Natomiast artysta nie sprawdził się jako pijany dziennikarz, ewidentnie wyczerpując możliwości do zagrania jednej roli. Zabieg okazał się nieudany w przypadku utalentowanego aktora, na szczęście Kot dokonał odpowiedniego wyboru w kreacji ważniejszej postaci.
Dorota Kolak, jako matka Michaliny, nie miała możliwości zaprezentować swoich umiejętności dramatycznych, których nie brak aktorce. Relacje między bohaterkami były ważne, jednak trudno dopatrywać się u postaci przekonania o głupich kobietach, nawet podczas przekazywania mądrości życiowych. Jest to dość nieudana charakterystyka rodzicielki.
Wartościowa praca z pacjentkami, które nie tylko leczyły bezpłodność, a także chciały czerpać radość ze współżycia, została przedstawiona ujęciami w gabinecie, gdzie Wisłocka udzielała porad medycznych oraz dzieliła się własnym doświadczeniem życiowym. W rolę jednej z podopiecznych wcieliła się Karolina Gruszka, której kreacja nie zachwyciła. Nie zawiodła natomiast Danuta Stenka w jakże istotnej dla fabuły roli Generałowej.
„Rewolucja seksualna Wisłockiej” (s. 240) dla autorki opracowania była „rewolucją erotyczną”, bowiem w większym stopniu dotyczyła miłości niż tak chętnie poznawanych technik seksualnych. Popularyzacja antykoncepcji oraz sztuki uwodzenia napotykała problemy ze strony władz ludowych dopatrujących się we wszelkich publikacjach na temat seksualności pornografii. Artur Barciś, jako cenzor Bolesław, wypadł genialnie, czego nie można powiedzieć o Wojciechu Mecwaldowskim w roli urzędnika wydziału kultury Komitetu Centralnego PZPR. Można stwierdzić, że obie kreacje aktorów równoważą się.
Muzyka skomponowana przez Krzesimira Dębskiego jest ujmująca, choć ścieżka dźwiękowa odwraca uwagę od fabuły, staje się osobnym bohaterem filmu, co nie wydaje się zasadne w tej biografii. Zdjęcia Michała Sobocińskiego są godne uwagi, zwłaszcza ujęcia plenerowe. Niezapomniane kadry to most w Lubniewicach, wyraz autorski operatora. Pozostałe sceny są ikoniczne dla treści książki oraz odwzorowania dawnych czasów: walka o ilustracje w „Sztuce kochania” czy kostium Wisłockiej z zasłon.
Autorka książki przedstawiła sylwetkę Michaliny Wisłockiej w kontekście obyczajowym, reżyserka ukazała postać „pierwszej damy polskiej seksuologii” na tle siermiężnych czasów, walczącą o świadomość antykoncepcji i równie świadome macierzyństwo. Sama bohaterka biografii uważała, że zajmuje się miłością i to był punkt odniesienia dla Ozminkowski. Twórcy adaptacji starali się zrównoważyć sztukę uczucia wyższego z wymiarem cielesnym i ten akcent był bardziej widoczny w swojej wymowie.