13 Września do polskich kin wszedł „To już jest koniec”. Film który zapowiadany był jako jedna z najlepszych komedii tego roku. Światowa premiera filmu miała miejsce już 12 czerwca. Jednak nie ma co narzekać- ważne, że w ogóle do nas trafił. Obsadzenie w głównych rolach czołowych aktualnie komików, aktorów i gwiazd młodego pokolenia musiało u wielu fanów gatunku wzbudzić niemałe zainteresowanie. Tym bardziej byłem ciekaw efektu finalnego.
Fabuła nie jest powalająca, ale rozwinięcie poszczególnych wątków jest już wciągające. W tego typu produkcjach widzowi bardziej zależy na dobrze zbudowanych gagach i wartkiej akcji, niż na głębszym sensie i to pierwsze wyszło w mojej ocenie całkiem dobrze.
Film zaczyna się od spotkania dwóch przyjaciół, którzy po roku nie widzenia się postanawiają nadrobić zaległości. Od sceny do sceny lądują na imprezie u James'a Franco, który gra tu siebie samego (jak zresztą wszyscy inni). Wraz z trwaniem zabawy poznajemy głównych bohaterów, którzy zbudowani zostali na zasadzie parodii samych siebie. Jedni wzbudzają sympatię inni uśmiech politowania, a jeszcze inni zażenowanie. W pewnym momencie przyjdzie im się zmierzyć z nadciągającą apokalipsą, która nieuchronnie oznacza koniec życia na Ziemi. Nie można tutaj uniknąć tematu Biblijnej apokalipsy, który przewija się wielokrotnie. Po głębszej analizie doszedłem nawet do wniosku, że wszystko co dzieje się wokół domu-schronienia, nawiązuje do Księgi Apokalipsy. Nie można jednak tutaj mówić o jakimkolwiek obrażaniu uczuć religijnych, na które wielu ludzi jest teraz uczulonych. Autorzy filmu dzięki temu wywodowi i dodaniu komedii, w prosty sposób starają się pokazać, jak bardzo absurdalnie można myśleć, kiedy nadejdzie Dzień Sądu.
Na szczególną uwagę zasługuje fakt udziału epizodycznego wielu gwiazd kina i muzyki, takich jak: Rihanna, Michael Cera (który świetnie sparodiował aktorów, którym woda sodowa uderzyła do głowy), Emma Watson (zagrała zupełne przeciwieństwo swoich dotychczasowych ról), oraz Aziz Ansari.
Nie nudziłem się podczas seansu , chociaż o śmianiu do rozpuku mówić nie mogę. „To już jest koniec” balansuje na granicy komedii normalnej, a tej spod znaku absurdu. Gra aktorska jest na jak najlepszym poziomie, co nie dziwi patrząc na obsadę. Seth Rogen dał świetny popis, chociaż w mojej ocenie film skradł mu Danny McBride.
„To już jest koniec” to idealna propozycja dla osób które chcą się odstresować, czy to w gronie znajomych, czy też z dziewczyną/chłopakiem. Dobre kino komediowe- polecam.