Oliver Stone to reżyser, którego filmy mają spore grono miłośników. Osobiście nie widziałam wszystkich jego produkcji, jednak sporą większość dzień, z którymi się zaznajomiłam uważam za dobre i godne polecenia. Niedawno do tego grona dołączyli „Savages: ponad bezprawiem”.
Chon i Ben to dwójka najlepszych przyjaciół – jeden zajmuje się ratowaniem trudnej sytuacji w Afryce, drugi walką na froncie. Tę parę bohaterów, poza wspomnianą przyjaźnią, łączy jeszcze jedno, miłość do tej samej dziewczyny. Zakochana trójka prowadzi beztroskie życie do momentu, kiedy Elena, narkotykowy boss w Meksyku, proponuje im pewien interes. Warto dodać, że Cho i Ben produkują jedno z najlepszych ziół na świecie. Elena chce wejść z nimi w spółkę, kiedy jednak dwójka bohaterów się nie zgadza, kobieta porywa ich ukochaną O.
Pierwszą rzeczą, która zwróciła moją uwagę, okazały się rewelacyjne zdjęcia, zbliżenia i prowadzenie kamery. Barwne widoki krajobrazu czy momenty pełne brutalnej przemocy – każdy z tych obrazów był bardzo realistyczny oraz świetnie dopracowany. Dbałość o szczegóły i pietyzm, jaki widać podczas oglądanie produkcji, sprawiają, że film przemawia do odbiorcy.
Również muzyka zasługuje na uznanie. Została bardzo dobrze dobrana, dzięki czemu sprawiała, że film był bardziej przekonywający. Jak wiadomo, ścieżka dźwiękowa może wpłynąć na odbiór produkcji – spowodować, że walory dzieła zostaną uwypuklone albo pomniejszone. W tym przypadku film nabrał większego smaczku, stał się pełniejszy.
Salma Hayek, John Travolta czy Benicio Del Toro to znane osobistości filmowego świata. Każda z nich potrafi wczuć się w graną przez siebie postać. Nie inaczej stało się w przypadku produkcji „Savages”. Kreacje tych aktorów były przekonywające, prawdziwe i dopracowane. Zwłaszcza Salma zachwycała swoją grą. Również Taylor Kitsch oraz Aaron Taylor-Johnson świetnie odegrali role. Nie miałam im nic do zarzucenia, sprostali stawianym przeze mnie wymaganiom. Ich kreacje nie były płaskie i nijakie. Wręcz przeciwnie, każdy z aktorów odcisnął swój ślad na produkcji Olivera Stone’a. Jedynie Blake Lively nie potrafiła wczuć się w graną przez siebie postać. Było zbyt poprawnie, sztucznie i bezosobowo. Widać, że aktorka się stara, na siłę próbuje wejść w powierzoną jej rolę, jednak nie w pełni radzi sobie z wyzwaniem. Owszem, jest bardziej przekonywająca niż w serialu „Gossip Girl” czy filmie „Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów”, jednak przy takich gwiazdach jak Salma Hayek, Blake blednie i gaśnie.
„Savages” to bardzo dobrze nakręcony film pokazujący walkę bezwzględnych bossów narkotykowego świata. Brutalizm i realizm zdjęć, świetna gra aktorska i doskonała muzyka sprawiły, że produkcja zapadła mi w pamięci. „Savages: ponad bezprawiem” nie jest lekkim filmem, który pozwoli widzowi oderwać się od otaczającej go rzeczywistości, czy zapewni chwilę pustej rozrywki. Nie, to produkcja pokazująca prawdziwy świat i życiowe bagno.
Determinacja dwójki ludzi, którzy pragną odzyskać swoją ukochaną, wewnętrzne rozterki bohaterów, przedstawienie brutalnej walki o władzę – nic z tych rzeczy nie jest czystą fikcją. Żaden z tych aspektów nie został niepotrzebnie wyolbrzymiony, każdy zawiera w sobie odpowiednią dawkę realizmu. Na tyle sporą, by wstrząsnąć widzem.
Komu polecam „Savages”? Przede wszystkim miłośnikom twórczości Olivera Stone’a oraz osobom, które lubią dobre kino akcji. Mnie osobiście film bardzo się spodobał. Nawet nijaka gra Blake nie była w stanie obniżyć walorów tej produkcji.