Film rozpoczyna się widokiem opustoszałego miasta, przypominającego postapokaliptyczny świat. Krótkie wprowadzenie uzmysławia, że akcja toczy się w 2024 roku i prezentowana sytuacja jest spowodowana epidemią Covid-23. Ulice świecą pustkami, wprowadzony został stan wojenny. Obraz miasta sugeruje jednak straszny kataklizm, który dosięgnął ludzi. Nad budynkami unoszą się kłęby dymów. To amerykańska odpowiedź na obecne czasy, kiedy cały świat boryka się z rozprzestrzeniającym się wirusem. Na myśl przychodzi pytanie – jaki był cel powstania tego filmu? Współcześnie temat zachorowań spowodowanych Covid-19 i działań zmierzających do walki z epidemią jest dogłębnie eksploatowany, słyszy się o nim na każdym kroku. Kto więc mógłby pomyśleć, że znajdą się chętni na produkcję w tym temacie? Otóż Adam Mason jako reżyser i Simon Boyes jako współscenarzysta.
Stworzenie obrazu o takiej tematyce jest aktualnie bardzo śmiałym krokiem, ponieważ ciągle znajdujemy się w sytuacji aktywnej walki z pandemią. Na co dzień doświadczamy ograniczeń i trudności, które wynikają z wprowadzanych obostrzeń. Nie wiemy, jaki będzie skutek obecnej sytuacji i kiedy ona się skończy. Potęgowanie u widza poczucia strachu i niepewności jest mało racjonalnym posunięciem, a reżyser niewątpliwie wkłada kolejny kij w mrowisko.
Obraz przedstawia Nico (K.J. Apa), który jest odporny na chorobę i jako jeden z niewielu może pracować na zewnątrz, podczas gdy większość ludzi jest zamknięta w domach. Codziennie dostarcza przesyłki, które są zawsze dezynfekowane w specjalnych urządzeniach. Istotnym wątkiem jest uczucie pomiędzy Niko a Sarą (Sofia Carson), którzy darzą się miłością, choć nigdy się nie spotkali. Marzą o prostych codziennych sprawach – aby ze sobą porozmawiać, poczuć dotyk drugiej osoby. Reżyser w dobitny sposób wskazuje na odosobnienie ludzi, którzy jeszcze nie zachorowali i starają się zapełniać czas spędzany w czterech ścianach. Nie sposób opędzić się od myśli – czy my również dożyjemy takich czasów? Każdy, kto obejrzy film, zastanowi się niejednokrotnie nad tym, kiedy w naszym prawdziwym świecie nastąpi koniec pandemii? Prawdopodobnie zmęczony codziennością widz lub nawet dotknięty covidem – pośrednio lub bezpośrednio, nie będzie chciał poświęcić czasu na pielęgnowanie wspomnień o epidemii.
W produkcji pojawia się również inspekcja sanitarna w prawdziwie diabolicznym wydaniu. Kieruje nią pracownik, dawniej odpowiedzialny za wywóz odpadów, aktualnie pełniący zwierzchnią rolę w instytucji. Każdy, kto zachoruje, zostaje przewieziony do specjalnej strefy. Ucieczka kończy się śmiercią z rąk inspekcji.
Muzyka na początku produkcji wywołuje pewien rodzaj lęku, a migające na ekranie obrazy nadają mu dynamikę nawiązującą do rozprzestrzeniającego się wirusa. Ujęcia nie zachwycają, często są wręcz kiepskie. W drugiej połowie filmu następuje stopniowe przyzwyczajenie do takiego rodzaju zdjęć i montażu. Nasuwa się koncepcja, że w czasie epidemii nie ma czasu na lepszy film. Wszystko się dzieje szybko, jest to swego rodzaju reportaż, w którym kiepskie czasy filmowane są mierną kamerą. Może właśnie taki był zamiar realizatora?
Trudności w poruszaniu się po mieście bądź całkowita izolacja bohaterów są odzwierciedleniem dzisiejszego dystansu społecznego. Nieoczekiwanie, kiedy Nico próbuje zdobyć przepustkę do wyjazdu z miasta, akcja zaczyna być napięta, ale czy robi się ciekawie?
Jest to trudny i niewygodny temat w obecnych czasach, dlatego sam pomysł realizacji filmu wydaje się być nieszczególny. Owszem, produkcja znajdzie swoich zwolenników, ale wśród nich nie będzie mnie. Obraz z pewnością nie przypomina innych filmów z epidemią w tle – jak „Epidemia” czy nawet „Ludzkie dzieci”. Jego przesłaniem będzie zapewne, aby nigdy się nie poddawać i myśleć pozytywnie nawet w niesprzyjających warunkach.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.