Wybranie się do kina na film, o którym niewiele się wie, może wydawać się swego rodzaju ryzykiem. Z jednej strony odbiorca nie ma pojęcia, czego się spodziewać po danej produkcji, z drugiej jest ciekawy, co zdecydował się obejrzeć. Żadnych oczekiwań, zasłyszanych opinii (pozytywnych czy też negatywnych) – prawdziwa tabula rasa. W tym przypadku to małe szaleństwo okazało się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Takie filmowe perełki zdarzają się bardzo rzadko, a zwłaszcza jeżeli chodzi o czyste komedie romantyczne.
Wallace przeżył wielki zawód miłosny – dziewczyna, z którą był, zdradziła go z ich wykładowcą. Przez ten incydent bohater odciął się od świata oraz rzucił studia medyczne, gdyż nie chciał znajdować się w pobliżu swojej byłej partnerki. Mija kilka miesięcy, na imprezie organizowanej przez przyjaciela Wallace’a - Allana, protagonista poznaje kuzynkę kolegi – Chantry. Dwójka od razu wpada sobie w oko. Czuć, że coś między nimi zaiskrzyło. To samo uważa Wallace. Kiedy jednak wychodzi na jaw, że Chantry ma chłopaka, bohater próbuje zapomnieć o dziewczynie. Problem w tym, że los, jak zawsze, bywa przewrotny i sprawia, że dwójka protagonistów znowu się spotyka. Co więcej, postanawiają zostać najlepszymi przyjaciółmi. W końcu to nie może być takie trudne, prawda?
„Słowo na M” okazuje się ciekawie skonstruowaną, poprowadzoną i przedstawioną komedią romantyczną. To nie jest typowa miłosna papka, jakich wiele. Owszem, w produkcji pojawiają się typowe dla gatunku schematy postępowania postaci, jakże mogło by być inaczej, jednak wszystko zostało tak starannie sklejone i podane widzowi, że dzieło wybija się z masy innych podobnych mu filmów.
Jest zabawnie. I to właśnie humor – inteligentny i skierowany do określonej grupy ludzi, której nie straszne odniesienia popkulturowe – stanowi o sile „Słowa na M”. Bardzo często komedie romantyczne są zabawne tylko z nazwy, jednak nie w tym przypadku. Tutaj większość scen, a zwłaszcza dialogów, dosłownie tryska humorem. A bohaterowie…
Właśnie, bohaterowie. Kolejny element, który sprawił, że film tak dużo zyskał w moich oczach. Daniel Radcliffe rewelacyjnie sprawdził się w roli TEGO PORZĄDNEGO. Cięte i specyficzne poczucie humoru, do tego indywidualne nastawienie do świata sprawiły, że Wallace nie przypomina żadnego ze znanych mi komediowych amantów. Można nawet rzec, że jest ich przeciwieństwem. Również Chantry nie przypomina typowych bohaterek komedii romantycznych. Jej naiwność jest czysta i prosta, a sposób postępowania, może poza jednym przypadkiem, nie bywa irytujący.
Prześliczna historia o przyjaźni, miłości i odnalezieniu drugiej połówki to doskonała recepta na poprawę złego humoru. Rzadko kiedy mogę napisać, że jakiś film okazał się tak naładowany pozytywną dawką emocji, ale właśnie tak się sprawa przedstawia w przypadku produkcji Michaela Dowse’a. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze melodyjna, delikatna i spójna z filmem ścieżka dźwiękowa.
Warto obejrzeć „Słowo na M”, zwłaszcza kiedy człowiek czuje się zmęczony otaczającą go rzeczywistością i monotonią życia. Tak prostej, a zarazem sympatycznej historii trudno powiedzieć nie.