Przyszedł czas na premierę jednego z najbardziej oczekiwanych filmów tego roku, jeżeli chodzi o produkcje romantyczne – ekranizację książki Jojo Moyes pod tym samym tytułem, czyli „Zanim się pojawiłeś”. Czy tym razem otrzymamy kolejną przesłodzoną historię o wielkiej miłości do końca życia? W pewnym sensie tak, ale nie do końca.
Lou traci pracę w cukierni, niestety interes się nie kręci, dlatego właściciel musi ją zwolnić. Dziewczyna potrzebuje pieniędzy, by pomóc rodzicom, którym się nie przelewa, dlatego jest gotowa przyjąć prawie każdą posadę. Na szczęście starsze małżeństwo szuka opiekunki do osoby niepełnosprawnej i zarobek jest całkiem przyzwoity. Lou nie namyśla się długo i idzie na rozmowę kwalifikacyjną. Oczywiście dostaje pracę. Kiedy poznaje swoje podopiecznego, jej sposób pojmowania świata bardzo się zmienia.
Jeżeli chodzi o historię, „Zanim się pojawiłeś” to bardzo uroczy film, ale nie jest to romans ze szczęśliwym zakończeniem. To wyciskacz łez, bardzo blisko mu do „Gwiazd naszych wina”, choć produkcja z Emilią Clarke i Samem Claflinem budzi spore kontrowersje. I prawda jest taka, że łatwo zrozumieć, dlaczego sporo osób ma problem z tym filmem.
Cała romantyczna otoczka jest bardzo ciekawa, chciałoby się rzec, piękna. Sama główna bohaterka to mały skarb, którego nie da się nie polubić – jej sposób bycia, optymizm, to jak się ubiera, sprawia, że Lou jawi się jako promyczek słońca, który przebija się przez zachmurzone niebo. I właśnie tym staje się dla Willa, którym się opiekuje. I gdyby tylko scenariusz, a co za tym idzie – książka, opowiadał o relacjach osoby po wypadku i tej, która może chodzić, produkcja okazałaby się naprawdę dobra.
Niestety do całości wpleciono motyw, który budzi spore kontrowersje – a mianowicie samobójstwo. Nie będę rozwodziła się nad tym, jak na cały pomysł zareagowało środowisko osób niepełnosprawnych, wspomnę tylko, że nawet widz, który nie porusza się na wózku, bardzo łatwo zauważy, dlaczego postępowanie i rozumowanie pokazane w tej produkcji może się nie podobać. Gdyby poprowadzono ten wątek inaczej, na pewno całość zyskałaby na tym. Warto jednak pamiętać, że to ekranizacja książki, więc trudno mówić tutaj o winie twórców filmu.
Pomińmy na chwilę ten kontrowersyjny wątek i skupmy się na fabule bez niego. Wtedy otrzymamy dobry film o miłości, z ciekawymi postaciami i sporą dawką komizmu. A Emilia Clarke wypada o wiele lepiej niż w „Grze o tron”.
„Zanim się pojawiłeś” to dobry film, jeżeli tylko zapomni się, albo nie zauważy, wątków związanych z samobójstwem. Wielka szkoda, że ten element pojawił się w książce i filmie, bo właśnie on psuje całą produkcję.