“Eternals” to 26 film Marvela, trzeci z czwartej fazy MCU. Po zadowalającej Czarnej Wdowie i bardzo dobrym Shang Chi przyszedł czas na film bardzo słabo reklamowany w Polsce. Ja jednak wielokrotnie widziałam zwiastun w kinie i szczerze nie mogłam się doczekać seansu. Świetna obsada obiecywała cudy, efekty specjalne wyglądały super, a pomysł nowej grupy nieśmiertelnych superbohaterów był zachęcający. Czy więc Eternals są godnymi następcami Avengersów? Nowy format podzielił krytyków.
Eternals przybyli na Ziemię siedem tysięcy lat temu na zlecenie przedwiecznych istot rządzących wszechświatem. Nieśmiertelni przybysze mieli chronić ludzkość przed wrogą rasą Dewiantów. Obserwowali rozwijającą się ludzkość, momenty triumfu i klęski. Walczyli w imię przyszłości mieszkańców naszej planety. Gdy pokonali Dewiantów, rozstali się, zaczęli żyć wśród ludzi. Patrzyli z boku na konflikty, powstające i upadające cywilizacje, rozwijającą się technologię. Nie mogli mieszać się w ziemskie konflikty, chociaż wielokrotnie chcieli. Część grupy utraciła wiarę w ludzkość, inni zintegrowali się, znaleźli nawet partnerów wśród ludzi. Ich normalne życie zakłócił jednak powrót Dewiantów i nadchodzący koniec świata, który zmusił ich do ponownego zjednoczenia się.
Poznajemy bardzo dobrze każdego z Eternals. Sersi (urocza Gemma Chan) uczy dzieci historii i rozważa czy zamieszkać ze swoim chłopakiem (Kit Harington). Posiada umiejętność zmiany struktury materii (kamień w pył, kość w metal i podobne). Mieszka z nią Sprite (świetna Lia McHugh), jedyna, która posiada ciało dziecka. Tworzy iluzje i trudno jej żyć z ludźmi, przez to, że nigdy nie dorasta. Gdy zostają zaatakowane przez Dewianta przychodzi im na ratunek Ikaris (przeciętny Richard Madden), były wielotysiącletni partner Sersi. Posągowo przystojny posiada najbardziej spektakularne moce, lata i strzela laserami z oczu. W obliczu zagrożenia zdecydowali się ponownie zjednoczyć rodzinę. Komicznego Kingo (Kumail Nanjiani) strzelającego złotymi dyskami. Wynalazcę Phastosa (Briana Tyree Henry'ego), który założył rodzinę. Thenę (Angelina Jolie), boginię wojny i silnego Gilgamesza (Dong-seok Ma). Panującego nad umysłami Druiga (Barry Keoghan), superszybką, niesłyszącą Makkari (Lauren Ridloff) i uzdrowicielkę Ajak (Salma Hayek). To właśnie bohaterowie są najmocniejszym elementem tego filmu. Są przedstawieni zarówno jako indywidualności, jak i członkowie grupy, która stała się ich rodziną. Przez tysiące lat ewoluowali, zmieniali się, upodobnili się do mieszkańców planety Ziemia. Każdy z nich inaczej radził sobie z przemijającymi wiekami, z obserwowaniem konfliktów z boku. To sprawia, że widz może się sam zastanowić, jakie wybory by podjął na miejscu bohaterów. Bo niby posiadają moce, są nieśmiertelni, ale również boleśnie ludzcy. Byli niezwykle różnorodni. Pojawiły się postaci z wielu etniczności, niepełnosprawne, o innej orientacji seksualnej czy z chorobą psychiczną. Subtelnie, z szacunkiem i wcale nie stanowiło to ważnych punktów fabuły. Wyszło naprawdę dobrze, wspaniale dobrana obsada sobie dobrze poradziła. Jestem wielką fanką postaci Angeliny Jolie. Mniej podobał mi się tylko Ikaris i jego związek z Sersi.
Marvel lubi podawać swoim widzom kolejne dania tego samego posiłku. Dlatego też filmy zwykle nie mają punktu początkowego i końcowego. Nie jest to wada, ale powtarzalny schemat, który złamało “Eternals”. Chloé Zhao podała nam film z rozpoczęciem i pewnego rodzaju zakończeniem. Dawno tak bardzo nie wciągnęłam się w film od samego początku. Wielkiej historii o początku świata partnerował bardzo nieoczywisty utwór. Stworzyło to świetny klimat. Na początku miałam wrażenie, że nic do siebie nie pasuje. Jednak jak trochę lepiej poznałam strukturę produkcji, to muzyka wydała się naprawdę dobrze dobrana. Wizualnie dawno takiego filmu nie widziałam. Bardzo ambitna fantastyka, pełna efektów specjalnych. Retrospekcje były niesamowite. Pełne kolorów, wydawały się magicznie autentyczne. Bajeczne kostiumy, wiszące ogrody Babilonu, dwór indyjskiej dynastii Guptów czy bitwa pomiędzy Hiszpanami a rdzennymi mieszkańcami Meksyku. Historia naprawdę ożywa i daje poczucie realności. Co bardzo ciekawe Eternals patrzyli na ludzi na niższym poziomie rozwoju niczym współczesny człowiek.
Oczekiwania względem Eternals miałam bardzo wysokie. Być może zbyt wysokie. Długie i rozwinięte backstory, zwłaszcza teorie związane z kosmosem i jego powstaniem były nużące. Niektóre elementy podobały mi się bardzo, a inne sprawiały, że zasypiałam na fotelu. Nie jestem fanką filozofowania o moralności w filmach Marvela. Tym razem bowiem serwowana nam rozrywka nie była bezmyślna. Była magia, uczucia romantyczne, rodzinne i walka o powstrzymanie końca świata. Nieśmiertelność i ludzkość. Cena, którą trzeba zapłacić dla większego dobra. Uważam “Eternals” za dobry film. Mam jednak trochę wrażenie, że pewnymi momentami Chloé Zhao nie była pewna co chce przekazać. Wnioski do których można było dojść nie pokrywały się z dalszymi elementami fabuły. Było zaskakująco i nieoczywiście. Nowy kierunek w którym podążają filmy Marvela nie wszystkim może się podobać. Mi pozostaje się cieszyć, że nie stoi w miejscu i ewoluuje.