Kino religijne jest ostatnio bardzo popularne, jednak nie w swojej zwyczajowej, mistycznej formie. Producenci doskonale zdają sobie sprawę z tego, że widzowie potrzebują coraz bardziej intensywnych doznań, nawet jeśli w grę wchodzi przekoloryzowanie faktów. Winą za to należy obarczać przede wszystkim nas samych, ponieważ to my decydujemy przy kasach kinowych o tym, co nam się podoba, i co będzie powielane w najbliższym czasie. Skutkiem tego jest sprowadzenie większości produkcji kinowych do niemal super bohaterskiego formatu, gdzie akcja musi być wartka, nawet jeśli opowiada o postaciach z Biblii. Z jednej strony można się oburzać, z drugiej cieszyć, że taka forma przyciągnie młodszych stażem do kin, dzięki czemu zainteresuje ich podstawami naszej kultury.
Historia życia Mojżesza jest jedną z najbardziej popularnych z biblijnych opowieści. Dryfujący w koszyku po Nilu Mojżesz zostaje odnaleziony i przygarnięty przez Faraona Seti. Staje się przybranym bratem dla Ramzesa i razem z nim dorasta. Seti nie stara się w żaden sposób faworyzować Ramzesa, jednak siłą rzeczy prędzej czy później do tego dochodzi. Mojżesz przez zupełny przypadek wchodzi w konflikt z zarządcą miasta hebrajskich niewolników. Kiedy umiera Seti, faraonem zostaje Ramzes, który nie posiadając doświadczenia w rządzeniu, ulega wpływom zarządcy i daje wiarę w hebrajskie korzenie Mojżesza. Ten zostaje wygnany na pustynie na pewną śmierć. Zrządzeniem losu przetrwa jednak tę próbę, by prowadzony przez Boga, powrócić i wyzwolić swój żydowski ród.
Kiedy wybierałem się do kina na „Exodus”, nie byłem pewny czego się spodziewać, skrupulatnie unikałem jakichkolwiek artykułów na temat tegoż filmu, aby się nie sugerować zdaniem innych. Dzięki temu zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony. Otóż okazuje się, że można opowiedzieć historię biblijną w sposób ciekawy, trzymający w napięciu i zadowalający nawet bardziej wymagającego widza. Cechy filmu fantasy, które zostały celowo mu w pewnych scenach nadane, w żaden sposób nie przeszkadzają w innych, których zadaniem jest pochylenie się nad istotą opowieści o życiu Mojżesza. Oczywiście zdarzają się momenty, w których wydaje nam się, że reżyser zaraz dotknie absurdu, jednakże szybko moment tej niepewności przemija, a całość filmu powraca na wytyczone wcześniej mu tory.
Zdecydowanie największym atutem „Exodusu” jest aktorstwo. Christian Bale wyśmienicie wcielił się w swoją postać, nie dając widzowi ani sekundy na zwątpienie w jego niebywały talent aktorski. Niemniej gorzej wypada Joel Adgerton grający Ramzesa, jak dla mnie dość skrupulatnie przedstawił postać faraona owładniętego manią wielkości. Ben Kingsley pojawia się niewystarczająco często, ale sceny grane razem z Balem, wypadają fenomenalnie. Zdziwiłem się i to nie mało, kiedy dowiedziałem się, że rola Jozuego była odtwarzana przez Aarona Paula, charakteryzacja zupełnie zmieniła tego aktora. Dziwnie patrzyło mi się natomiast na Johna Turturro w roli Seti, zapewne dlatego, że kojarzę go przede wszystkim z ról komediowych.
Sposób pokazania samej postaci Mojżesza jest kluczowy dla całego filmu „Exodus”, bo po prawdzie film ten nie jest o ucieczce Żydów do Ziemi Obiecanej, ale o Mojżeszu właśnie. Ridley Scott podejmując się reżyserii, musiał już wcześniej ustalić sobie taki bieg fabuły, bo wyszło to bardzo prawdziwie. Scena, kiedy Mojżesz otrzymuje tablicę z dziesięcioma przykazaniami, najlepiej oddaje jego psychikę.
Efekty specjalne, które miały pokazać swoją siłę podczas dziesięciu plag egipskich i rozstąpienia się Morza Czerwonego, zostały wykorzystane w zupełności. Oryginalny i nietuzinkowy sposób przedstawienia rozstępującego się morza był bardzo miły dla oka, nie wspominając o widoku burzy gradowej, który w połączeniu z nagłośnieniem kinowym, wciskał w fotel.
Zdziwiłem się bardzo, kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, pomyślałem: Jak to? To już koniec? Dwie i pół godziny minęły mi szybciej niż jakiekolwiek inne dwie i pół godziny w moim życiu. Jestem pewien, że każdy, kto wybierze się na „Exodus” do kina, będzie miał podobne wrażenie. Świetne kino, które pokazuje, że można łatwo połączyć tradycje z nowoczesnością.