„Demon” to trzeci (po „Mojej krwi” i „Chrzcie”) i ostatni film fabularny Marcina Wrony.
Akcja tego thrillera rozgrywa się współcześnie. Piotr lub jak nazywają go kumple – Pyton, młody mężczyzna o polskich korzeniach, przyjeżdża z Anglii do Polski. Czeka go ślub z piękną Żanetą i dobre perspektywy na przyszłość. Ojciec dziewczyny podarował młodym stary dom i działkę, gdzie będą mogli stworzyć rodzinne gniazdko. Piotr zatrzymuje się w darowanym lokum, gdzie ma przenocować. Postanawia popracować trochę koparką. W trakcie roboty dokonuje makabrycznego odkrycia. Niedaleko domu odkopuje ludzkie szczątki. Potem zaś ma dziwną wizję. Następnego dnia niczego nie może sobie przypomnieć. Coś nie daje mu spokoju, a szczególnie to, że znalezisko zniknęło. Po pięknej uroczystości ślubnej rozpoczyna się wesele. Z początku wszystko przebiega bez zakłóceń. To jednak cisza przed prawdziwą „burzą”. Kiedy z panem młodym zaczyna się dziać coś niepokojącego, najbliżsi krewni jego żony podejrzewają chorobę i dają do zrozumienia, że nie jest wymarzonym kandydatem na nowego członka familii. Dalszy rozwój wydarzeń wymyka się zupełnie spod kontroli.
Scenariusz „Demona” powstał na motywach dramatu Piotra Rowickiego pt. „Przylgnięcie”. Nie jest to typowy horror, raczej thriller, dramat, w którym występują nieliczne elementy komiczne (zdarza się, że widownia się śmieje). Nie należy się zatem nastawiać na półtorej godziny grozy i strachu, bo obraz ten ma raczej opowiedzieć o czymś ważnym, a tym samym bardziej dać powód do przemyśleń niż wywoływać dreszcze emocji. Twórcy sięgnęli do takich motywów jak wesele i dybuk. Pierwszy jest szczególnie żywy w polskiej kulturze i dość często stawał się tematem filmowym. Dybuk zaczerpnięty jest z kultury żydowskiej. Tym mianem określano w mistycyzmie i folklorze żydowskim zjawisko zawładnięcia ciałem żywego człowieka przez ducha zmarłej osoby i samego ducha, duszę niemogącą po śmierci zaznać spokoju. Wesele w filmie Marcina Wrony łączy światy żywych i martwych, przeszły (którego już nie ma) z teraźniejszym. W jego tle wplecione są relacje polsko-żydowskie. Sama zaś ceremonia przy swoim zakończeniu styka się z pogrzebem, co przypomina widzom, że śmierć jest nieodłącznym elementem życia. Jedni przychodzą, żyją, inni umierają, odchodzą. Te elementy i światy przenikają się. Dla reżysera bardzo ważna w tym filmie była duchowość i opowieść o niej, gdyż we współczesnym świecie jest coraz mniejszy do niej dostęp. W „Demonie” widoczna jest refleksja nad istotą i sensem ludzkiego życia. Poszczególne postaci prezentujące różne światopoglądy: religijny, materialistyczny, ateistyczny, prowadzą w pewien sposób polemikę ze sobą. Niektóre wątki zawarte w filmie sprawiają wrażenie jakby były z pogranicza jawy i snu. Znaczeń, możliwości interpretacyjnych i wątpliwości jest wiele.
Film ma niepowtarzalny, mroczny klimat, w którym pejzaż, obraz, muzyka, taniec i ruch dopełniają się. Na uwagę zasługuje kilka świetnych kreacji aktorskich, a przede wszystkim wyjątkowo przekonujący w roli Pytona Itay Tiran, który zaprezentował niezwykłe środki wyrazu i ekspresję ciała oraz naturalny, pełen uroku Adam Woronowicz jako Lekarz.
„Demon” prezentowany był na wielu międzynarodowych festiwalach filmowych i od początku, od swego debiutu, spotykał się z przychylnym przyjęciem. Został m.in. nagrodzony – uznany za najlepszy film na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Hajfie (w kategorii Between Judaism and Israelism) oraz na festiwalu Fantastic Fest w Austen w stanie Texas w USA (w kategorii Horror Features). W Polsce nominowany był do Złotych Lwów na 40. Festiwalu Filmowym w Gdyni, podczas którego doszło do tragicznej śmierci reżysera.