Stojąca na niskim poziomie druga część „Parku Jurajskiego” mogła zasiać ziarno niepewności, czy powstała cztery lata później kolejna odsłona gadziej sagi jest nie tyle potrzebna (wiadomo – kasa), ale czy zaprezentuje odpowiednią jakość, by pozostawić dobre wrażenie po całej serii. Zmiany na stanowiskach reżysera i scenarzysty na rzecz mniej znanych osób wcale nie zaszkodziły, ponieważ „Park Jurajski III” – choć dużo bardziej rozrywkowy – jest filmem o niebo lepszym niż „Zaginiony Świat”.
Doktor Alan Grant – członek ekipy badającej park dinozaurów na wyspie Nublar – zostaje wynajęty w charakterze przewodnika przez bogate małżeństwo Kirbych. Paleontolog ma służyć ciekawskim turystom swoją wiedzą, kiedy będą przelatywać prywatnym samolotem nad siedliskiem dinozaurów na wyspie Sorna. Szybko okazuje się, że Kirby nie są tymi, za kogo się podawali, zaś Grant kolejny raz staje oko w oko z prehistorycznymi stworzeniami.
Od samego początku wyczuwalna jest zmiana na reżyserskim stołku. Joe Johnston koncentruje się na akcji, niemalże rezygnując z naukowych rozważań, które pojawiały się w poprzednich częściach. Z jednej strony może powodować to zarzuty, iż film przeznaczony jest głównie dla mało wymagających widzów, lecz z drugiej wypada postawić pytanie, czegoż należało po tej odsłonie oczekiwać? Wiadomo przecież, że nie mogła ona podjętego tematu zrewolucjonizować, ani chociażby konkurować na tym polu z częścią pierwszą. Co zatem zrobili twórcy? Nakręcili dość krótki, lekki, rozrywkowy film przygodowy, w zasadzie pozbawiony fabuły, za to skupiony na szybkiej akcji. Do tego te fantastyczne wizualnie dinozaury (zwłaszcza welociraptory), tu w jeszcze większej ilości i jeszcze bardziej niebezpieczne niż dotychczas…
Cieszy powrót do obsady Sama Neila w roli doktora Granta. Była to bodaj najciekawsza i najsympatyczniejsza postać w pierwszej części trylogii, której pominięcie w drugiej poskutkowało brakiem ciekawych charakterów. W filmie Johnstona na szczęście jest bohater z krwi i kości, czyli właśnie Alan Grant, którego obecność sprawia, że z większym zaciekawieniem patrzy się na zmagania postaci. (Nie)zamierzenie stylizowany na Indianę Jonesa, paleontolog roztacza aurę bezpieczeństwa, sprawiając wrażenie, że bez niego reszta załogi skazana jest na pewną śmierć. Dzięki temu los bohaterów nie jest widzowi obojętny. Choć przyznać trzeba, że gapowaci państwo Kirby bywają irytujący…
Do obejrzenia „Parku Jurajskiego III” zmusiła mnie jedynie prywatna zasada, stanowiąca, że staram się zobaczyć wszystkie filmy danej serii. Mając niskie wymagania i niewielkie chęci na kolejne spotkanie z dinozaurami, zostałem całkiem pozytywnie zaskoczony. Okazało się bowiem, że obraz Joe Johnstona dostarczył mi przyjemnej, półtoragodzinnej rozrywki – może nie najwyższych lotów, ale na leniwe niedzielne popołudnie jak znalazł.