Pierwsza część „Sąsiadów” okazała się sporym rozczarowaniem. I nie mam tutaj na myśli specyficznego humoru, który po prostu trzeba lubić, tylko zachowanie bohaterów, zwłaszcza tych jawiących się jako odpowiedzialni, czyli Maca i Kelly. Niestety w tym przypadku małżeństwo okazało się niezwykle denerwujące, a ich zachowanie przekraczało wszelkie bariery. I mimo tego, że mamy tutaj do czynienia z komedią – więcej rzeczy wywoływało na twarzy grymas niźli uśmiech. Czy po tak nieciekawej jedynce można było zrobić coś, co choć minimalnie odpokutuje jej grzechy? Okazuje się, że tak.
Rodzin Radnerów spodziewa się kolejnego dziecka, a to niesie ze sobą następne wyzwania. Jednym z nich jest sprzedaż domu, który okaże się za mały dla czteroosobowej familii, i zakup nowego. Drugi punkt został już zrealizowany – Mac i Kelly znaleźli odpowiednie domostwo, gdzie chcą wychowywać swoje dwie pociechy. Teraz pozostało tylko jedno – sprzedaż dobytku, w którym obecnie mieszkają. Znaleźli już nawet na niego kupców. Wystarczy, że w ciągu trzydziestu dni chętni na nabycie posiadłości Radnerów nie rozmyślą się i bohaterowie będą mogli przeprowadzać się do nowego loku. Niestety, to, co okazuje się tylko czystą formalnością, wcale takie nie jest. Obok domu Radnerów sprowadza się bowiem grupa młodych dziewcząt, które pragną stworzyć kobiece bractwo i imprezować. Tym razem Mac i Kelly potrzebują wsparcia w walce z nieznośnymi sąsiadami.
Jak już pisałam wcześniej, Radnerowie, zamiast śmieszyć, irytowali. Tak przynajmniej było w pierwszej części „Sąsiadów”. Zachowywali się gorzej niż studenci mieszkający obok, a warto wziąć pod uwagę fakt, że Mac i Kelly powinni wiedzieć, kiedy przestać bezsensowną walkę. Na szczęście poszli po rozum do głowy i w drugim filmie para nie jest już tak niedojrzała.
Choć jeżeli chodzi o ich opiekę nad dzieckiem, nadal pozostaje sporo kwestii, które wywołują w widzu negatywne uczucia. I tak komedia komedią – wszystko można przedstawić w krzywym zwierciadle, ale jednak powinno to śmieszyć, a nie wywoływać pewien zgrzyt. Pomijając jednak kwestie wychowania, nie jest tak źle.
Mamy kilka zabawnych scen, sporo humoru dialogowego i postaci. A kolejna walka pomiędzy sąsiadami jest zupełnie inna niż ta przedstawiona w pierwszym filmie. Dziewczyny okazują się twardszymi zawodniczkami, ale twórcy zrezygnowali z tak nieprawdopodobnych wyczynów, jak w „Sąsiadach”, co tylko wyszło produkcji na dobre.
Dodajmy jeszcze do tego kwestię dyskryminacji płci, której tak wiele miejsca poświęcono w tym filmie. Czy komedia to miejsce na płciowe rozgrywki? Jeżeli tylko nie są one zbyt nachalne i nie przypominają wystąpienia jak najbardziej. A tutaj chodziło głównie o pokazanie różnicy w sposobie myślenia i postępowania bractwa przedstawionego w pierwszej produkcji, a tego z drugiej.
Jeżeli jedynka was nie zniechęciłam, śmiało możecie wybrać się do kina na dwójkę. „Sąsiedzi 2” są zabawniejsi i lepiej przemyślani niż jedynka, choć trzeba też przyznać, że mniej się dzieje. Mamy mniej absurdu, wyskoków i dzikich akcji. I o ile absurd jak najbardziej powinien być ograniczony w tym obrazie, mam na myśli absurd Radnerów, o tyle komediowych akcji mogło być nieco więcej.