„Auta 2” to kontynuacja bardzo udanej animacji Pixara. O dziwo w przypadku części drugiej nie pozostaje po obejrzeniu tylko wrażenie niesmaku, tudzież uczucie powtarzalności, jak w 35 dniu diety kapuścianej. „Auta 2” wnoszą powiew świeżości dzięki zręcznemu rozbudowaniu fabuły, nowym postaciom i niebanalnym efektom specjalnym.
„Auta 2” pokazują nam znanych już bohaterów w dość orientalnych sceneriach. Nie wiem czy jest to jakiś nowy trend, który został narzucony odgórnie w celu uatrakcyjnienia dalszych części znanych produkcji: „Kac Vegas II” ma miejsce np. w Bangkoku, „Kung Fu Panda 2” także nie szczędzi widzowi „powiewu Orientu”, jednak w przypadku „Aut” kraje, w których odbywają się wyścigi, a więc: Anglia, Włochy i Japonia, nie są tylko barwnym tłem. Przede wszystkim twórcy skupili się na oddaniu cech charakterystycznych wybranych scenerii, na podziw zasługuje odtworzenie szczegółów, zwyczajów z równoczesnym odniesieniem ich do egzystencji aut, które grają tu w końcu główne role. Twórcy filmu, pod dowództwem reżysera Johna Lessetera, zdecydowanie nie na darmo zwiedzili ukazane w bajce miejsca, np. siedzibę Scotland Yardu czy London Eye. Co więcej część animatorów pracujących przy produkcji przeszła kursy i jazdy samochodami Formuły 1 czy brała udział w wyścigach jako widzowie. Na brak autentyzmu nie możemy więc zdecydowanie narzekać.
Drugi motyw wyróżniający „Auta 2” na tle innych animacji to pomysł wplecenia wątku szpiegowskiego. Choć intryga jest jak najbardziej poważna, może też być doskonałą parodią filmów, w których zawsze znajdzie się jakiś szalony profesor, finansujący nielegalne interesy, poważany biznesmen, „źli Rosjanie” (niestety nie mogę tu być poprawna politycznie) i elegancki, ujmujący angielski agent. Tu także mamy ich wszystkich, tyle, że w mechanicznej wersji.
Co do efektu 3D, który zadziwiłby obecnie tylko wtedy, gdyby go nie było, to jestem zdania, iż ani nie pomaga, ani nie przeszkadza w przypadku „Aut 2”. Pomaga za to na pewno specyficzny humor, jakim tryskają nasi bohaterzy, czy to puszczając oko do Jamesa Bonda, czy do angielskiej królowej.
Polecam, jako przykład obalenia tezy, iż kontynuacje zawsze nie dorównują pierwszej części. Choć można też przyjąć, iż wyjątek tylko potwierdza regułę.