Już od przeszło 5 lat rokrocznie do kin trafia nowa część „Piły” – krwawego thrillera, w którym ludzie poddawani są makabrycznym próbom woli życia. Seria ta, choć już mocno wyeksploatowana, wciąż ma liczne grono fanów, którzy z wypiekami na twarzy przystępują do seansu następnej części. Ja sam, począwszy od trzeciej odsłony, z coraz większą obojętnością podchodziłem do kolejnych występków Jigsawa (Tobin Bell). „Piła VI” mojego nastawienia nie zmieniła.
Gra zbliża się do końca… Detektywowi Hoffmanowi (Costas Mandylor) zostało już tylko kilka brakujących elementów układanki, by dopełnić dzieła Jigsawa. Tymczasem FBI odkrywa, że nie wszystkie wcześniejsze morderstwa były dokonane przez jedną osobę. Hoffman zaczyna tracić grunt pod nogami…
Szósta część „Piły” była zapowiadana jako najbardziej brutalna z dotychczasowych. Moim zdaniem okazało się to mrzonką, aczkolwiek pierwsza scena pozwalała mieć nadzieję na solidną dawkę ekranowej makabry. Co ciekawe owa scena jest tak nieprzekonująca, nienaturalna, że budzi zarazem szeroki uśmiech. I choć później wcale nie było sielankowo, to jednak o jakimś wyjątkowym poziomie brutalności bym nie powiedział. Może po prostu zagrywki proponowane przez tę serię zdążyły się już opatrzyć…?
W pierwszej części cyklu widz trzymał kciuki za bohaterów, by ci wyszli cało z koszmaru, w jakim się znaleźli. W kolejnych odsłonach było już z tym gorzej, próbom poddawanych zostawało zbyt wiele postaci, dodatkowo będących kiepsko nakreślonymi przez scenariusz. Nie inaczej jest w filmie Kevina Greuterta, w którym losem poszczególnych „skazańców” ciężko się przejąć. Wiadomo bowiem, że tylko nieliczni przeżyją, a to, kto znajdzie się w tym gronie jest widzowi całkowicie obojętne – w końcu i tak chodzi tu o to, by poznać jak najbardziej nietypowe metody uśmiercenia człowieka.
W recenzjach poprzednich części „Piły” zarzucałem twórcom fakt konstruowania przez nich coraz bardziej wymyślnych pułapek, którymi posługiwał się Jigsaw ze swoją ferajną. Najnowsza odsłona nie przynosi pod tym względem żadnych zmian, co bardzo odbija się na realizmie, choć i bez tego byłoby ciężko tę serię o takowy podejrzewać. Ponadto razi nagminne skazywanie większości uwięzionych na pewną śmierć – tym razem nie mają oni wyboru, a to, czy przeżyją zależy od głównego uczestnika gry, który musi zdecydować, kogo z nich zostawić przy życiu. Okazuje się zatem, że pod względem treści część pierwsza jest zupełnie innym filmem od części szóstej…
Pomimo dość oczywistych mankamentów, których raczej należało się spodziewać, film Kevina Greuterta jest moim zdaniem bardziej udany od poprzedniej odsłony, a już na pewno lepiej się go ogląda. Każdy kto widział poprzednie części cyklu wie, czego ma oczekiwać od najnowszej. I tak też w układance brakuje już coraz mniej elementów, poszczególne wątki są wyjaśniane, historia zmierza ku końcowi. I tutaj właśnie mam największy zarzut w kierunku „Piły VI”, ponieważ twórcy mieli znakomitą okazję do zakończenia serii, jednakże umieszczając pewne – zupełnie niepotrzebne – niedopowiedzenie w fabule, zostawili sobie furtkę do odsłony numer 7. W kinach już w następne Halloween…