„Fantastyczna Czwórka” Tranka to remake wersji z 2005 roku. W nowej odsłonie bohaterowie są młodsi od grupy naukowców, jednak są tak samo zdolni. Zasadnicza zmiana to cios dla fanów oryginału: rodzeństwo Storm (w poprzednim filmie brata i siostrę zagrali Chris Evans i Jessica Alba) teraz nie łączą więzy krwi, a jedynie nazwisko. Ojciec Johna (Brandon T. Jackson) zaadoptował Sue (Kate Mara). Reed (Miles Teller) nie jest jeszcze Mr. Fantastic, a Ben (Jamie Bell) nie był jeszcze na randce. Brak warstwy dramatycznej pomiędzy Benem, a jego żoną znaną z oryginału sprawia, że rola The Thing jest znacznie ograniczona.
Również Victorem Doomem (Toby Kebbel) kierują inne motywy niż bohaterem wykreowanym w 2005 przez Juliana McMahona. Gdyby konflikt pomiędzy Doomem a Reedem został wykreślony ze scenariusza, z powodzeniem można by było uznać produkcję za prequel wyjaśniający początek z pierwszego filmu, co zdecydowanie wpłynęłoby na jakość fabuły oraz ocenę całości. Niestety, twórcy odtworzyli w zasadzie obie części („Fantastyczna Czwórka: Narodziny Srebrnego Surfera” powstała w 2007 roku), rezygnując z postaci Srebrnego Surfera na rzecz innego świata, a dotarcie do tego wymiaru miało wytłumaczyć uzyskanie przez bohaterów supermocy. Tym razem to Sue nie uczestniczyła w wyprawie (a nie Victor, jak to miało miejsce poprzednim razem).
Jedyną zaletą ponownej ekranizacji komiksów Marvela było przedstawienie, jak tworzy się drużyna z grupy młodych ludzi. W poprzedniej wersji przyjaciele znali się od lat, swoje moce poznawali i oswajali powoli. Tutaj bohaterowie szybko muszą podejmować swoje pierwsze dorosłe decyzje, które nie zawsze są łatwe oraz ponosić konsekwencje swoich działań.
Gra aktorska jest poprawna, efekty specjalne nie wydają się nowatorskie względem poprzedniej wersji, pomysł na scenariusz prawie dobry, a jednak efekt jest miałki.