„Muppety” to kolejna propozycja wytwórni Walta Disneya, która ma trafić w gust dzieci, równocześnie bazując na sentymentalizmie nieco starszych widzów. Nie należę do grona osób, które oglądały „Muppety” dziecięciem będąc, tak więc blask wspomnień nie zakłócał mi przesadnie odbioru. A ów nie należał do najprzyjemniejszych.
Akcja filmu toczy się wokół walki o odzyskanie Teatru Muppetów, który ma zostać zamieniony przez Texa Richmana (bohater negatywny) w świetne źródło dochodów, a to za sprawą odkrytych pod nim złóż ropy naftowej. Bohaterzy pozytywni, a więc całe szacowne grono Muppetów, wraz z pomocą głównego bohatera o imieniu Walter, oraz brata Waltera - Gary'ego wraz z narzeczoną, postanawiają oczywiście do tego nie dopuścić. Kolejny raz okazuje się, że wspólny cel łączy i jednoczy, a marzenia się spełniają (przynajmniej w bajkach). Ponadto każdy ma w sobie jakiś ukryty talent, nawet najmniejszy, np. potrafi zagwizdać każdą piosenkę. A przyjaźń to jedna z cenniejszych rzeczy jakie posiadamy. Takie właśnie cenne nauki i morały płyną z „Muppetów”, a że czasami w dorosłym życiu okazuje się, iż każdą piosenkę potrafimy co najwyżej wygwizdać to już inna sprawa. Nie można więc zarzucić „Muppetom” braku klarownego podziału na dobrych i złych, jak i ukazywania cennych prawd życiowych, tak ważnych w procesie kształtowania młodych widzów. Element edukacyjny więc jest i bardzo dobrze. Ale żeby nie było za dobrze pora na minusy, krytykę i rzucanie mięsem.
Choć sama animacja nie wymaga szczególnego zaangażowania umysłowego ze strony widza, co jest raczej logiczne w wypadku produkcji skierowanej głównie do dzieci, to jednak przekaz płynący z ekranu nie docierał do mnie bez problemu. Oczywiście nie była temu winna przeintelektualizowana treść, lecz technika jej serwowania. W ten jakże zawiły sposób dążę do sedna: dubbing w „Muppetach” to istna porażka. Tak więc widzom, którzy będę mieli wybór, którego mi nie dano, upraszam o wybranie wersji z napisami. Chyba, że wybierają się do kina w charakterze opiekunów kilkuletnich dziećmi (co wydaje się dość prawdopodobne w przypadku kina familijnego), wtedy doradzam wykorzystanie jako zastępstwa niezbyt lubianej koleżanki/kolegi z pracy.
Kermit, Świnka Piggi i inne bohaterzy stworzeni przez Jima Hensona przez wielu uznawani są za kultowych i tego nic nie zmieni. Dlatego też ponowne spotkanie z nimi, choć dla niektórych może być miłe, może tylko doprowadzić do wrażenia wykorzystania ikon dzieciństwa w niekoniecznie humanitarny, choć może to niewłaściwe słowo w przypadku Muppetów, sposób.